wtorek, 28 stycznia 2014

oszukana wolność

Czas leci jak głupi... co chwilę weekend... potem następny.... a ja próbuję odnaleźć jakieś chwile dla siebie, dla uspokojenia się, dla zatrzymania, by sprawdzić co tak naprawdę jest w życiu ważne.... Coraz bardziej mnie to intryguje.... jaki jest mój cel? Po co robię to co robię? Czy nie umyka mi coś przez palce?.....
.... tak strasznie pędzimy ostatnio... staram się zauważać piękne rzeczy. Ot dzisiaj wieczorem, Kalinka już zasypia, ja przy niej siedzę w pokoju. Ona prosi: mamo pogłaszcz mi główkę... moja pierwsza myśl: oj już prawie spałaś, a teraz pogłaskać główkę, śpij już.... ale stop! Pogłaskałam ją.... hej, przecież jeszcze chwila i  ona będzie duża i już nie będzie chciała głaskania... a poza tym jak super, że potrafi mówić o swoich potrzebach.....
.... 

Dwa tygodnie temu dotarło do mnie, że jeśli przyjmuję Jezusa i Jego ofiarę, to Bóg patrzy na mnie tak jakby widział Jezusa - widzi mnie doskonałą, czystą, piękną, bez skazy! Niby to takie od lat wałkowane, ale czy na pewno? Czy myślisz o sobie jako o pięknej osobie bez skazy jak przychodzisz do Boga przez krew Jezusa? Czy żyjesz tak każdego dnia? Ja nie żyłam tak do tej pory. Codziennie gdzieś tam myślałam o sobie jako o osobie nie godnej jeśli popełniłam grzechy... myślałam, że jeszcze wiele mi brakuje, starałam się nie robić tego, czy owego...... Ale jeśli przychodzisz do Boga powołując się na krew Baranka to jesteś czysty! czyściutki! I to się tak naprawdę nie kończy jeśli coś przeskrobiesz, jeśli zgrzeszysz. Bo Bóg zmazał Twoje wszystkie grzechy - te przyszłe też. I nie musisz się bać, że jutro stracisz swoją pozycję Bożego dziecka jeśli zgrzeszysz. Bo to nieprawda. Jeśli patrzysz cały czas na Jezusa, to jesteś czysty, mimo, że popełniasz błędy! I to jest dla mnie niesamowite! Bo żyje już jako nowe stworzenie. I grzech już nie rządzi mną.
"Jeśli jednak macie w sobie Chrystusa, to chociaż ciało jest martwe z powodu grzechu, wasz duch jest żywy dzięki temu, że zostaliście uniewinnieni przez Jezusa."
Najgorsze jest to, że wielu ludzi myśli, że jeśli będziemy przy Bogu to nie będziemy już grzeszyć, że jeśli trwamy w NIM to nie grzeszymy. No i tu się wielu wykłada..... bo właśnie będąc blisko przy Bogu zaczynamy widzieć to co złe w naszym życiu, Bóg objawia nam nasze grzechy, to co siedzi w nas, pragnie to wyczyścić. Jesteś przy NIM a wyłazi z Ciebie wszelkie zło.... czyż nie jest tak? Ze mnie wyłazi.... i najgrosze w tym jest to, że myślimy, że już gdy tylko zgrzeszymy jesteśmy odłączeni od Boga. Rezultat jest taki, że się chowamy, próbujemy naprawić nasz stan, postarać się więcej nie robić i dopiero wrócić. No i stale dźwigamy na sobie WINĘ z powodu nieudanego życia chrześcijańskiego. A prawda jest taka, że jeśli jesteś z NIM to zostałeś uniewinniony przez krew Jezusa. I żyjesz już nie ty, grzech już nie panuje nad Tobą. Co to znaczy? Czy to, że nie grzeszysz? No nie do końca..... doskonali będziemy w niebie. Dla mnie oznacza to to, że już grzech nie ma mocy zciągnąć mnie w dół, już nie ma mocy obwiniać mnie, już nie ma mocy mnie dołować, bo jestem uniewinniona przez JEZUSA, to ON, Jego krew uczyniła mnie doskonałą. I ja przez wiarę przyjmuję tą doskonałość i według niej żyję.
A Bóg robi we mnie robotę. Upodabniam się stale do NIEGO, nie patrzę już na swoje grzechy, bo mnie one mało interesują, nie siedzę i nie taplam się w nich, bo mam je gdzieś, one już nade mną nie panują. Panuje nade mną Bóg! I ON rozprawia się z moimi grzechami, uczy mnie być miłą, uczy mnie nie być samolubną.... 
Wiecie, często mamy na widoku nasze grzechy takie główne - no np. krzyczenie na dzieci, albo kłamanie, albo okradanie kogoś, albo inne sprawy, które nam przeszkadzają i są ogólnie złe. Tyle, że nasz egoizm to ten sam grzech...... nasza pycha to ten sam grzech, który jest obcy naszemu Stwórcy i czyni w nas spustoszenie. Zauważyłam, że o wiele trudniej jest mi wynieść śmiecie gdy jest wieczór i czuję, żę Duch Święty mi podpowiada, żebym je wyniosła i zrobiła mojemu mężowi niespodziankę, by jutro rano nie musiał zastać pełnego śmietnika niż żebym powstrzymała się od krzyku na dzieci........ i tu kłania się nasze głupie i bezsensowne myślenie. Bo czy to, że zamknę buzię i nie będę krzyczała to to o co Bogu chodzi? Czy nie chodzi mu raczej o to, żeby we mnie nie było nawet chęci do krzyku, przecież On chce poczynić zmiany od samego środka..... A wtedy popłyną z nas strumienie wody żywej.....
To jest prawdziwa wolność! Wolność od ciężaru pracy nad sobą, wolność od winy. WOLNOŚĆ w Jezusie....
.... teraz codziennie Bóg stara się to mi pokazać, przypomina mi co dzień. Cieszę się jak głupia, bo coraz rzadziej szatan potrafi mi wmówić, że jestem winna, że muszę poczekać parę dni, poprawić się, solennie przyrzeć, że to już ostatni raz. Jestem bez winy! Ktoś mnie uwolnił! Ktoś pracuje nad moim charakterem i Ktoś chce mnie zmienić od samego środka!!!!!