poniedziałek, 28 lutego 2011

Po feriach...

Dzisiaj przeżyłam pierwszy dzień po feriach w szkole. Było super. Naprawdę. Uśmiech na gębie mej - taka energia, żeby gadać z dzieciakami. Normalnie świetny dzień. I nawet nie byłam po tym bardzo długim dniu specjalnie wymęczona. Ciekawe czy to energia z ferii jeszcze działa, czy jakoś mam więcej sił. Może jedno i drugie...?
Cudnie budzić się rano jak na dworzu o 6.30 jest już zupełnie jasno :) No i miło też, że wieczorem o 17.00 jest jeszcze jasno.... Kocham moment zbliżania się wiosny. Wiosna to moja ukochana pora roku....

Mieliśmy też super weekend. W sobotę nabożeństwo w bardzo mały gronie. Słuchaliśmy kazania Adasia G. na temat dziesięciny (mam nagranie mp3), rozmawialiśmy, modliliśmy się, opowiadaliśmy doświadczenia. Potem wspólny obiadek, deser, rozmowy - wspólnota na całego..
Jakoś się tym razem nie dogadaliśmy i wyszło na to, że nikt nic nie przyniósł na obiad, a ja miałam tylko zupę, którą Jagoda zrobiła (słynna cebulowa). Rano słuchałam kazania na temat wspólnoty, tego, że jak chcesz mieć wspólnotę to musisz mieć dom otwarty, musisz mieć otwartą lodówkę.... serce.... portfel.... służyć innym.... a ja jestem raczej nie za bardzo taka, żebym od razu wszystko co mam rozdała..... Ale po tym kazaniu stwierdziłam, że nie będę narzekać i w sumie na drugie danie przygotowałam dla wszystkich to, co miałam zaplanowane na niedzielę. Jedzeniem wszyscy się najedli, choć myślałam że zabraknie....


...ale już w niedzielę odczułam błogosławieństwo Boże, błogosławieństwa dzielenia się i wspólnoty ciąg dalszy.... Tym razem przyjechali inni ludzie ze zboru, których w sobotę nie było, po prostu nas odwiedzili. Poza tym przywieźli paczki prezentowe dla naszych dzieci (miały radość nieziemską z wielu drobiazgów jakie dostały), torbę z ubrankami dla naszej dzidzi, inne potrzebne dla niej rzeczy i siatę z ubraniami dla Szymona. Bóg dba o nas.... a jak jesteś we wspólnocie to masz szansę dbać też jeden o drugiego i to jest piękne :)
No to zamykam laptopa i idę spać.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Krok wiary

Pan Bóg jest wielki! Jeszcze dzisiaj pisałam na temat sobotniego kazania Adama o dziesięcinie. Myślałam o krokach wiary, jakie muszą być podejmowane jeśli chcemy GO w ogóle doświadczyć....
Mój mąż od jakiegoś tygodnia myśli o dziesięcinie... O tym, co Bóg obiecał w Księdze Malachiasza "Przynieście całą dziesięcinę do spichlerza.... czy nie otworzę wam nieba i nie wyleję błogosławieństw ponad miarę?.."
Dzisiaj mieliśmy na koncie 120 zł i całe masy opłat.... Piotrek postanowił przelać te pieniądze jako dar, dziesięcinę dla Boga. Choć to nie było to co powinno być zapłacone, ale było to wszystko co miał... teraz nie zostało już nic. I wiecie co? Po godzinie zadzwonił jego tata mówiąc mu, że na razie nie musi oddawać pieniędzy, bo na razie im nie potrzeba, potem zadzwoniła koleżnka też mówiąc, że może oddać jej kiedy indziej.... a najlepsze na koniec :) Nagle Piotrek dostaje sms z banku z powiadomieniem, że na konto spłynęło 5800 zł! Był w szoku, bo nie czekał na żaden o takiej sumie przelew. Okazało się, że ktoś zapłacił mu za fakturę z września, którą Piotrek w ogółe pominął, zapomniał o niej i w ogóle by nawet mu przez myśl nie przyszło, żeby się o nią upominać.... Od razu miał przed oczami tekst z Malachiasza i łzy wdzięczności w oczach....
.....jak mi to wieczorem opowiedział to oczywiście się pobeczałam ze szczęścia - kobietom w ciąży wolno ;)
Słuchałam dzisiaj kazania Stepanowa na temat kroków wiary. To nie tylko o to chodzi, żeby uwielbiać, dużo się modlić.... trzeba stawiać kroki w zaufaniu...
Panie dzięki, że działasz! Jesteś wielki i chcę stawiać dalej te małe kroki. Ucz mnie, zwracaj mi uwagę i prowadź!!!!!!!

zupka cebulowa :)))

Dzisiaj moje dzieci stwierdziły, że zrobią zupę cebulową ze swojej dziecięcej książki kucharskiej. No i wzięły się za robotę. Kroiły cebulę, smażyły na maśle, dodały mąki.... zrobiły grzanki z majerankiem, gotowały...  a potem zmieliły ją w mikserze....
Zupa była wyśmienita. Naprawdę. Na stole świeczki... każdemu nałożyły porcje.... pyszności. Może część z Was spróbuje zupki na sobotnim obiedzie (dzieci obiecały ugotować) w Czarnym Lesie :) Zapraszamy.














 W sobotę byliśmy na nabo w Wesołej. Fajny naprawdę zbór. W sumie mają bardzo podobnie jak u nas - najważniejsze punkty. Modlitwy na początek - kto chce może się modlić - to ważne - i dużo osób modli się i to o konkretne rzeczy, nie o cały świat i o nic, tylko o osobiste sprawy, za osobiste sprawy dziękują... Już to było dla mnie budujące. Potem dzielą się doświadczeniami - to ich chyba najważniejszy punkt programu. I mimo, że mają mały pulpit i każdy podchodzi do tego pulpitu, żeby coś powiedzieć, to nie przeszkadza im to w byciu naturalnym - często żartują, pocieszają się, podoba mi się to. Pomimo formy są naturalni - nie robią teatru z nabożeństwa. Myślę, że mogłabym być członkiem tego zboru.
Kazanie w wesołej miał Adam Grześkowiak. Na temat dziesięciny. Zostałam naprawdę poruszona tym kazaniem. Podobało mi się to, że Adam nie próbuje udowadniać na siłę, że coś wynika z danego tekstu biblijnego. Podoba mi się to, że jest zostawione miejsce na wątpliwości, ale nad tym wszystkim jest BÓG, który jest ponad wszystko, ponad prawo, ponad literę... Jeśli ktoś chce posłuchać tego kazania to nagrałam to i mam w formacie mp3. Prosze się do mnie zgłaszać mailem, czy za pośrednictwem bloga. Zresztą muszę coś wymyślić i gdzieś umieszczać kazania, nauczania, studium, które są moim zdaniem bardzo wartościowe...
...chyba sobie zaraz włączę znowu kazanie Adasia.....
...Boże buduj mnie dalej, daj mi wzrastać, chcę wzrastać, daj odwagi na kroki wiary - te małe.... bądź ze mną i moją rodziną!


piątek, 18 lutego 2011

mój mądry mąż


Wczoraj pojechałam do Łomianek oddać naszego Tata Indigo do przeglądu i naprawić hamulec, bo coś nie za dobrze ostatnio działa. No i po dwugodzinnym siedzeniu okazało się, że samochód zostanie na kilka dni w serwisie, bo wycieka płyn hamulcowy i muszą to naprawić (na szczęście w ramach gwarancji). Oprócz tego dostałam informację, że muszą wymienić klocki hamulcowe i tarcze. No i to będzie kosztowało powyżej 700 zł, ale powie mi następnego dnia dokładnie ile. Dostałam samochód zastępczy i ruszyłam w drogę do domu.

Opowiedziałam wszystko Piotrkowi (na szczęście sobie zapisałam co i jak). Ten zaczął rozmawiać ze swoimi znajomymi, bo coś te tarcze do wymiany nie dawały mu spokoju. No i wyszło, że tarcz hamulcowych wcale nie trzeba tak często wymieniać (29.000 km przebieg), bo one mogą przejechać i 100 tys. albo i więcej km. No i Piotrek zaczął rozmawiać z serwisem i w końcu tam pojechał, żeby osobiście zobaczyć te tarcze.... No i dobrze, że pojechał. Okazało się, że tarcze tylko niecały milimetr są zjechane i że spokojnie można jeszcze założyć na nie nowe klocki hamulcowe i pewnie wymieni się jeszcze je ze 2 razy zanim trzeba będzie wymienić tarcze.... Panowie po prostu chcieli wszystko powymieniać na nowe, żeby było ślicznie ;) ale za to nijak ekonomicznie..... Także udało nam się zaoszczędzić jakieś 500-600 zł! Nieźle co? Dobrze, że sobie zapisałam co i jak i mogłam wiernie przekazać to mężkowie, a on już zrobił ze wszystkim porządek. Byłam z niego bardzo dumna!
A wczoraj mój synuś obstrzygł maszynką swojego tatusia :). Normalnie całkiem nieźle mu poszło jak na pierwszy raz. Tatuś też jest z niego dumny :) No i chciałam powiedzieć, że Piotrek tak wyćwiczył dzieciaki w pomaganiu, że Szymon teraz bez gadania bierze się do zmywania, coraz lepiej mu to idzie, już nie ryczy jak mu się to każe zrobić, tylko bierze się za robotę. Oprócz tego wiesza pranie bez gadania, odkurza, dzisiaj umył ubikacje i umywalki.i zrobił chleb. Dwa razy robił już z tatą kotlety i w ogóle.....ach ... fajnego mam męża i synka? Pewnie, że tak!
A Jagódka ciągle u koleżaneczki. Jutro jedziemy do naszych przyjaciół i pojutrze razem z nią wrócimy do domu.
No i tak mija pierwszy tydzień ferii.
p.s. zdjęcie na górze, to klocki hamulcowe, a zdjęcie niżej to tarcza hamulcowa :)

niedziela, 13 lutego 2011

moje chłopaki :)

Dzisiaj był fajny, leniwy dzień... Rano Jadźka się spakowała do końca (chciałam tylko powiedzieć, że moja córcia sama się pakuje i robi to bardzo sensownie, tak, że w sumie ja nie muszę jej nic pomagać i sugerować - jestem z niej dumna i z siebie przy okazji, że pozwoliłam jej nauczyć się tego nie biorąc za nią odpowiedzialności), a spakowała się dlatego, że kilka godzin później wyjechała do swojej przyjaciółki, do innego miasta, na tydzień czasu :). Fajnie, cieszyła się, że może spędzić czas u niej, że jej brat nie będzie przeszkadzał, że będą miały dla siebie czas :) No i pojechała - Piotrek odwiózł ją na umówione miejsce i wrócił ok. 13.00. No i potem się zaczęło...
... zaczęliśmy grać w "Biznes po europejsku" - gra typu eurobiznes, dawna fortuna.. polegająca na tym samym, czyli kupowaniu posesji z hotelami itp, inwestowaniu w nie i zbieraniu potem kasy za to jak ktoś Ci na tym polu stanie. No i kochani wygrałam :D Dobrze zainwestowałam, oprócz tego miałam szczęście i chyba ze 3 razy wygrałam na loterii pokaźną sumkę - raz ponad 3.000 euro :D To był fart - może jutro pójdę zagrać w totolotka? ;)


Graliśmy prawie 5 godzin z przerwą na zrobienie obiadu i zjedzenie go....  Nieźle....
No i mamy ferie. Jutro idę z Szymonem do okulisty, bo coś mu się chyba wzrok pogorszył. Ciekawe co powie lekarz i czy Szym będzie musiał nosić okulary... oby nie :)
A ja kończę czytać ekscytującą książkę "Kościół świadomy celu" Ricka Warrena - bardzo polecam. Jeśli komuś jest to bliski temat, to pozycja genialna... teraz jak skończę to chyba zacznę ją jeszcze raz z ołówkiem i notatnikiem w ręku - no tak, żeby wcielić to wszystko na swój grunt....
.... a chce mi się nowej pozycji Martyny Wojciechowskiej, albo inne pozycji podróżniczej... wiem, pójdę do biblioteki i może coś znajdę, choć nie ma to jak kupiona książeczka w księgarni.... bo księgarni to mogłabym siedzieć przez pół dnia i kupić duuużo książek :D

wtorek, 8 lutego 2011

no i nic....

No i nic nie wiadomo :/ Mój dzidziuś jest, jak stwierdził Pan doktor, wstydliwy i cały czas siedział w kucki, nie pozwalając zajrzeć tu i ówdzie, by dowiedzieć się jakiej jest płci... A nie chciał popychać go i szturchać.. i miał rację - nic na siłę :) Tak więc czekam do wizyty za miesiąć.... a może będzie niespodzianka... To w sumie musi być fajne. O Jagodzie i Szymonie wiedziałam, a może teraz dowiem się podczas porodu czy mamy chłopca czy dziewczynkę :) Zobaczymy :)

Wyniki badań są wszystkie bardzo dobre. Nawet mam 12,5 hemoglobiny, z czego się bardzo cieszę :)

A teraz jest 23.30 mimo tego co będzie niżej pod postem napisane (nie wiem dlaczego automat podaje inną godzinę niż jest aktualnie wpisywany post). Jak zwykle trochę gadania i półtorej godziny modlitwy... no i wychodzi... Następnym razem musimy skrócić gadanie....
Dzisiaj znowu byłyśmy u koleżankie ze zboru i modliłyśmy razem z nią. Naprawdę chwała Bogu za modlitwę, za społeczność, za to jak widzisz gdy Bóg zmienia serce, porusza, dotyka.... Chcę być jak najczęściej w takich miejscach...

.... a tak w ogóle kocham mojego Męża!!!! Bardzo mocno :*

Dobranoc

Malezja i Australia...

.... a moja siostra podróżuje.... ale jej zazdroszczę (choć w obecnym ciążowym stanie chyba byłabym cienka w podróżach). Wczoraj dostałam zdjęcia z Malezji.... Kurcze, chciałabym tam być!!!!! Dzisiaj o 4 naszego czasu tata mój dostał sms, że są już w Australii.....


 














A to zdjęcia z Kuala Lumpur - stolicy Malezji...

pieniądze na koncie.....

...... a my ciągle czekamy na kasę.... i ni widu ni słychu.......
Niestety ostatnio zaczęłam dostawać wypłatę nie na początku miesiąca tylko ok. 10 dnia miesiąca... i to trochę boli :/
Ale za to lubię swój bank, bo nic nie trzeba płacić. Nic, za przelewy, nic za utrzymanie konta, nic za branie pieniędzy z bankomatów, nic za kartę (pod warunkiem płacenie nią na sumę 100 zł w miesiącu). Lubię swoje konto internetowe :)

...a pączki dzielimy na nadziewane marmoladą różaną i beznadziejne...

Dzisiaj wieczorem wybieram się do ginekologa i mam nadzieję dowiedzieć się KTO to będzie?
No to wtedy już zgłosze się po konkretne wskazówki dotyczące imiona :)
Dzisiaj mam ochotę na zrobienie kotlecików z ryżu i pieczarek - już mi ślinka cieknie... mmm.... lubię wege żarcie najbardziej i nic na to nie poradzę :)
No i na koniec śmieszna historyjka: Mój mąż zrobił dzieciom kanapki do szkoły z pasztetem z pieczarek (takim domowym) i do tego z dżemikiem żurawinowym - żurawinka fajnie pasuje do mięs i pasztetów wege o konkretnym smaku.... no, tylko akurat nie nasz dźemik był żurawinowo-podobny....
No i pytam Szymona po południu czy zjadł kanapkę, a on: Tata się pomylił i zrobił mi jedną część z dźemem, a drugą z pasztetem i to było ohydne i nie zjadłem.....
Jadzia zapytana o to samo powiedziała: Tata źle złożył kanapki i dostałam jedną część z dźemem, a drugą z pasztetem - fu, nie zjadłam tego....
.... no to już wiemy, żeby takich wyrafinowanych smaków dzieciom nie serwować ;)

poniedziałek, 7 lutego 2011

imiona

Dzisiaj rano byłam na badaniu krwi i musiałam wypić przeraźliwie słodką glukozę na czczo... i godzinę jeszcze być tylko z tą glukozą na żołądku i czekać na kolejne pobranie krwi.... ufff dobrze, że wzięłam sobie ETIOPIĘ Martyny Wojciechowskiej, to przynajmniej sobie poczytałam. A w ogóle to wyszedł niedawno drugi tom z serii KOBIETA NA KRAŃCU SWIATA Martyny. Książka super jeśli ktoś lubi tematy National Geographic. Jakby ktoś chciał mi zrobić jakiś miły prezent to Kobieta na krańcu... druga część może być :)


A ja jeszcze na zwolnieniu do wtorku - w sumie wygodnie, bo środę i tak nie mam zajęć, bo to mój dzień wolny - taki mam plan lekcji - a potem czwartek w szkole i piątek (wtedy bal karnawałowy) i potem 2 tygodnie ferii.... Fajnie, odpoczniemy z dzieciakami. Jagódka jedzie do swojej przyjaciółeczki na tydzień, Szym pewnie też odwiedzi kolegów, a ja po prostu sobie poodpoczywam... może moja mamutka przyjedzie....?
.... Jakie podobają się Wam imiona dziewczynek i chłopców? Zastanawiam się - co prawda jutro mam nadzieję w końcu dowiedzieć się czy noszę w sobie chłopczyka czy dziewczynkę - jakie imię dobrać i coś i mi marnie idzie... Ale jeszcze trochę czasu zostało...
Jestem coraz grubsza.... mmmm..... ale jeszcze zapinam swój płaszczyk. Mam nadzieję, że donoszę go, aż będzie cieplej. Potem to kurcze chyba nie posiadam żadnej kurtki, więc se coś w ciuchlandzie zafunduję... na chwilę w sumie, to szkoda kasy wydawać...
No więc zbieram listę imion. Wpisujcie proszę w komentarzach :) Niechże złapię jakiś kontakt z Wami, a może właśnie Ty sprawisz, że Twoją propozycję przyjmę :)))))))))))) No to do roboty:)

czwartek, 3 lutego 2011

misja

Dzisiaj znów czułam misję!!! Tak! To było cudowne modlić się z koleżanką ze zboru, z którą się tak w zasadzie nie modliłyśmy zazwyczaj. Cudnie było rozszerzać naszą grupkę na inne osoby! Wczoraj jedna z nas była u innych kobietek ze zboru i się z nimi modliła, a dzisiaj my znów u kogoś innego! Bóg działał podczas modlitwy, Duch Swięty otwierał serca, uszy.... modliłyśmy się jak zwykle do 22.30 ;) to taka godzina, która zwykle wybija jak kończymy się modlić ;)
Tyle intencji, żywa modlitwa.... wiem, że Bóg działa! Dzisiaj działał, zmienia postać rzeczy....
Ostatnio zdarza mi się przeżywać chwile, gdy GO nie widzę i nie widzę JEGO działania. Bóg wydaje mi się gdzieś w oddali, niedziałający, daleki, nierzeczywisty..... Wtedy zaczynam myśleć, że to trochę niemożliwe, żeby GO nie było, bo przecież, pokazywał, że działa i zaopatruje... wtedy powołuję się na to co o sobie mówi w Biblii.... mówię, że jest dobry, mądry, i że działa, i że zaopatruje...
Wieczorem zaczął zaoptarywać w wiarę i radość, w pasję modlitwy, w wiarę, że ON jest i działa!!!
Misja to coś co nie musi oznaczać zapełniania pustych krzeseł w kościele! Czy człowiek, który jest współwierzącym, wpisanym w liczby kościoła nie jest potrzebującym? Czy to, jak pokażę mu JEGO, jak będę się z nim modlić, wstawiać się za nim, by jego życie było życiem napełnionym NIM to to nie jest misja?!?

Dzięki Boże za to, że nie jesteś pozamykany w ramki i jedynie słuszne wytłumaczenia! Jesteś suwerennym BOGIEM i takiego Ciebie chcę, chcę Cię poznawać takim jakim jesteś, chcę poznawać Twoje działanie, chcę Cię widzieć w moim życiu!!! Panie karm nas SOBĄ, błagam!!!

środa, 2 lutego 2011

lubię czyste powietrze....

Chcę powiedzieć, że załtawiłam dzisiaj dwie sprawy.... może nawet trzy?
Pierwsza sprawa to rzecz dotycząca naszej kici.... nieporozumienia, niezrozumienia wynikły na tym tle... ale na szczęście już to wyjaśnione.... uff.... dobrze było porozmawiać spokojnie i wyjaśnić sobie reakcje nasze, sąsiadów.... miło czuć, że wszystko jest O.K.

.... a KICIA nadal do oddania razem z kuwetą :) Proszę, jak znacie kogoś kto lubie rude koty, latem lubiące latać po dworzu (łapać myszki....i inne stworzonka ;)) a zimą uwielbiające spać całymi dniami... czasem zwariowane trochę (czasem pędzi po domu i "szczeka") to powiedzcie mu koniecznie, że oddamy naszą KICIĘ! Chętnych proszę o komentarz do posta.... warunek, musi to być kawałek od Czarnego Lasu, bo KICIA ma naszą wioskę obcykaną.... ;)

..... miałam też miłą rozmowę z inną koleżanką....
Jedno dzisiaj wiem, że warto rozmawiać, że trzeba rozmawiać, bo jesteśmy tak różni, że nie da rady żeby nie było spięć, reakcji, zachowań, które zostaną inaczej zrozumiane niż chcemy. Tylko dlatego, że jesteśmy inni, inaczej wychowani, inaczej wrażliwi, mamy inne miny (pozdr dla J.), inne odruchy.... i jeśli proszę Was tego nie obgadamy, to licho będzie. Uraza za urazą, będziemy źle rozumiani.... I nie dlatego, że nas ktoś nie lubi, albo ma nas gdzieś, tylko dlatego że odebrał to nie tak jak chcieliśmy....

.....bycie starszą zboru wiele mnie uczy.... pokory.... akceptacji..... tolerancji..... trudne jest.... ale chyba to lubię, bo uwielbiam kontakty międzyludzkie.......

......dzieci i mężuś wrócili.... kończę....pa

wtorek, 1 lutego 2011

II miejsce i III miejsce :)))))

Dzisiaj było wręczenie nagród w IX konkursie wokalnym w Milanówku. No i mój cudny Dziecięcy Chór Gospel zdobył II miejsce z zespołów w swojej kategorii :) Miło było, śpiewaliśmy w koncercie laureatów....
...potem okazało się, że jeszcze moja Jagódka dostała III miejsce wśród solistów w swojej kategorii. Bardzo była uradowana, myślę, że jej się należało, bo naprawdę ładnie zaśpiewała :)
Wszystko to trwało straszliwie długo, bo do domu wyszliśmy po trzech godzinach i mieliśmy już serdecznie dość. CO jak co, ale organizacyjnie to beznadziejnie wszystko wychodzi. Podziękowania, gadanie, rozdawanie nagród i to wszystko razem wzięte.... trwało i trwało..... no ale najważniejsze, że udało się nam zająć fajne całkiem miejsca...