czwartek, 29 września 2011

uparcie do przodu

Oto moc internetu. Piszesz blog. Piszesz to co chcesz, w taki sposób jaki chcesz... a ludzie uważają Cię za kogoś wspaniałego :)))) A tak na serio to dziękuję za wszystkie komentarze - bardzo miłe... Naprawdę tak to widzicie? Jestem trochę onieśmielona.... :)
Jagódka przeżyła wczoraj swoje 9-te urodzinki. Było miło. Prezenty od rana do wieczora.... Dziecko zjadło ciasto marchewkowe z czekoladą, które zażyczyło sobie zamiast torta... rogaliki drożdżowe, które babcia uczyniła... Na kolacje była pizza zrobiona przez "diderka" - Jadzia tak ostatnio mówi na tatusia :)) Była pyszna i  mimo tego, że jadłam kawałek bez żółtego sera (ze względu na Kalinkę) to w ogóle mi go nie brakowało! Jesteś super kucharzem Mężu, dzięki! :*





Dzisiaj dzień jak co dzień. Rano pokonywanie lenistwa i załamywania się u dzieci tym, że to co im pani zadała, by ćwiczyć na instrumencie jest za trudne.... Jagoda miała to przedwczoraj. Była święcie przekonana, że nie da rady, że to za trudne i że to koniec. Dzisiaj kryzys miał Szymon. Stwierdził, że wypisuje się z muzycznej, bo pani zadała za trudny utwór.... ;) Pierwszy raz takie coś powiedział.... No i zaczęło się przekonywanie do tego, że w życiu nie można rezygnować od razu jak coś wydaje się za trudne. Człowiek musi poćwiczyć i będzie umiał. Będzie miał coraz trudniejszy utwory, a nie coraz łatwiejsze, ale da radę. Tylko uparcie trzeba powtarzać mały kawałeczek, aż palce się przyzwyczają.... Efekt był. Po pół godzinie było jako tako - po południu znowu usiądziemy do instrumentu.... ach życie....



Teraz chwila wyciszenia. Kalinka śpi. Już długo. Mogłam przejrzeć pocztę, zobaczyć co na fb i przede wszystkim odsapnąć od szybkiego tempa dnia. Zaraz czeka mnie sprzątanie w kuchni, coś trzeba ugotować.... A w głowie różne plany na zajęcia z dzieciakami, prywatne, tak żeby jakaś kasa wpadła.... Nie mogę się za to zabrać. Może ktoś mnie zdopinguje?




środa, 28 września 2011

życie... życie...

A gdyby tak przeprowadzić się w zupełnie inne miejsce w Polsce.... już nie mówię, że na świecie, bo to kompletnie przewrócenie świata do góry nogami..... Zacząć wszystko od nowa. Szukać pracy, przyjaciół, szkoły... sama nie wiem. Trochę się boję.... szczególnie gdy myślę o moich przyjaciołach, o ludziach, z którymi się zżyłam, z którymi się modlę, którzy są częścią mojego życia.....
... mówi się, że przyjaciele są wszędzie... i pewnie to prawda. Tam gdzie jesteś znajdziesz nowych przyjaciół... hmmm.... pamiętam jak czułam się wyobcowana, jak przyjechałam tutaj. Zostawiłam swoje rodzinne miasto i przyjechałam zupełnie gdzie indziej. Tam gdzie mój mąż.... nie miałam żadnych znajomych... pamiętam, że czułam się samotna. Nie było mi smutno, ale brakowało mi własnych przyjaciół - wszyscy, których poznawałam, to znajomi mojego męża... wiecie jak to jest....
Teraz mam już swoje życie, swoje miejsce....
.... życie, życie.... tyle wyborów, trzeba coś robić, żeby szło dalej właściwym torem....
... może się kiedyś przeprowadzimy? Może zostaniemy tutaj? Kto to wie co Bóg ma dla nas przygotowane....? Ważne, że wiem, że prowadzi i wie co będzie dalej - to uspakaja i daje pewność, że wszystko będzie dobrze.... Trzeba GO szukać codziennie. Codziennie z NIM przebywać.... wtedy "...wszystko inne będzie wam dane.." Przekonuję się na każdym kroku, że to prawda :)

A dzisiaj rano ubrałam Kalinkę w polarkowy kombinezonik i pojechałyśmy odwieźć Jagodę i Szymona do szkoły. Kalinka uśmiechnięta jak zwykle. Jest naprawdę pogodnym dzieckiem :)






Jagódka kończy dzisiaj 9 lat... Już rano dostała pierwszy prezencik - jakieś zwierzątko, które się rozkłada jak się je położy na specjalny domek.... nie umiem powtórzyć nazwy.... ;) Oczywiście się to zbiera i wszyscy to mają ;) To prezent od Szymona, bo mówił, że Jagna to chciała - ja to nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje.... fajnie co?
Chcę dziś zrobić Jadzi pyszny obiadek - pewnie to będzie kurczak - udka - bo ona uwielbia :) Na kolację Piotrek zrobi pizzę - tatusia najlepsza :) Chcę też zrobić ciasto marchewkowe - Jadzia mówiła, że uwielbia.... Wieczorem przyjdzie rodzinka, zaśpiewa sto lat... a w niedzielę imprezką dziecięca "Wszystko na opak" - pomysł jest, tylko jeszcze parę zabaw i menu muszę przygotować... Trochę pracy i planowania, ale to przyjemne. Mam nadzieję, że dzieciaki nie rozniosą chaty....


poniedziałek, 19 września 2011

rabbits and elephants



Kolejny filmik, który zmienia moje życie....... Kościół jest tam gdzie jesteś. 24 godziny na dobę. Gdzie dwóch lub trzech spotyka się w moim imieniu tam jestem pośród nich....... Czy jesteś w kawiarni i rozmawiasz o Bogu? Mówisz innym o NIM? Tam właśnie jest Twój kościół..... Kościół to Twoje życie. Jeśli jesteś z NIM to  tam gdzie jesteś będzie kościół. "Nadejdzie czas i owszem już jest, kiedy prawdziwi czciciele będą oddawać Bogu cześć w duchu i w prawdzie" Kościół to już nie budynek. To jest Twoje życie, tam gdzie jesteś jest kościół. Czy to nie zmienia wszystkiego?

Kalisia :)


służba?


Chip Brogden
Ja zaś sam JAK NAJCHĘTNIEJ sam na koszta łożyć będę i samego siebie wydam za dusze wasze, Czy tak ma być, że im więcej ja was miłuję, tym mniej przez was mam być miłowany? (2Kor. 12:15).
Poza modlitwą nie ma takiego przedmiotu, który byłby tak często omawiany I szkolony jak miłowanie siebie nawzajem. Wszyscy dobrze wiemy, że mamy miłować jedni drugich, słyszeliśmy to z kazalnic tysiące razy, lecz między poznaniem Drogi, a chodzeniem Drogą jest istotna różnica.
Chciałbym w szczególny sposób zająć się tym w odniesieniu do „służby”. Sam wyraz „służba” jest teraz bardzo naładowany i naprawdę należy pytać się każdego kto go używa, aby dowiedzieć się jakie rzeczywiście nadaje mu znaczenie. Myślę, że większość ludzi zgodzi się co do tego, że to, co jest podawane dziś jako „służba” jest bardzo odległe od modelu służby jaki widzimy w nowotestamentowej praktyce. Nie myślę tutaj o pewnych technikach czy metodach, których wówczas używali. Ten „brakujący składnik” to nie jest coś tak powierzchownego jako spotykanie się w domach kontra w budynkach. Jak bardzo upadliśmy, że sądzimy iż tajemnica nowotestamentowego życia daje się znaleźć w jakimś sposobie prowadzenia spotkań.
Przywództwo istnieje w Biblii i przywództwo istnieje w Kościele. Nie da się tego obejść. Jezus pokazał nam, zarówno w słowie jak i w uczynku, że Jego idea przywództwa opiera się na służbie Bogu i innym. Pytaniem, które musimy sobie zadać jest takie: co stanowi pobożne, prowadzone przez Ducha, skupione na Chrystusie, usłużne przywództwo? Co sprawia, że ktoś jest duchowym ojcem? Co tak naprawdę kwalifikuje kogoś na apostoła, proroka, ewangelistę, pastora czy nauczyciela?
Można powiedzieć, że jest to powołanie Boże. Być może, lecz wielu jest powołanych, a nieliczni wybrani. Wielu jest powołanych, lecz zawodzą jeśli chodzi o reakcję na powołanie. Potrzeba czegoś więcej niż powołanie.
Można powiedzieć, że jest to Boże obdarowanie. Powiem wam coś, bracia i siostry: Nie rejestrują już więcej darów. Obdarowanych braci i sióstr naprawdę jest na pęczki. Mówię szczerze. Często spotykam ludzi I odchodzę myśląc, jakże są obdarowani, a jednak pozostawiają we mnie wewnętrzną pustkę. Mają ogromny potencjał, lecz nie zaufałbym im pilnowania mojego psa, a co dopiero czuwania nad ludzkimi duszami. Wielu z nich twierdzi, że mają jakiegoś rodzaju pastorską, proroczą czy apostolską służbę, lecz to, samo w sobie, nie daje nikomu kwalifikacji. Widziałem obdarowanych braci i siostry całkowicie pozbawionych mądrości, dojrzałości i duchowego rozeznania, którzy wprowadzali prawdziwy zamęt w życiu ludzi.
Można powiedzieć, że to objawienie od Boga kwalifikuje człowieka. Bezwzględnie wierzę w to, że objawienie jest konieczne do nauczania innych, ponieważ nie można wskazywać na miejsce, w którym się nie było. Niemniej, objawienie samo w sobie, nie daje kwalifikacji nikomu.
Przyszedł taki czas w moim życiu, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że byłem powołany, obdarowany, miałem dane mi przez Boga objawienie i ciągle czegoś mi brakowało. Kiedy byłem młodszy, wierzyłem, że posiadanie powołania i obdarowania to było wszystko czego mi trzeba. Wtedy zacząłem uczyć się przez objawienie pewnych rzeczy i myślałem, że spoczywa na mnie pieczęć Bożej aprobaty.
Nawet wtedy nie mogłem pozbyć się faktu, że na świecie oprócz mnie byli wtedy i są obecnie tłumy ludzi, którzy są powołanie przez Boga, mają duchowe dary i cieszą się obfitym objawieniem, lecz Bóg nie może im zaufać żadną miarą posługi przywództwa (servant leadership). Mogą posiadać tytuły czy służby, lecz nie mają kwalifikacji, ponieważ nie posiadają tego brakującego składnika. Zauważyłem, że czegoś im brakuje, a co gorsza, mnie brakowało tego samego. Ostatecznie odkryłem czego brakowało każdemu w tym również mnie.
Jako to jest ten brakujący składnik? Brakującym składnikiem jest MIŁOŚĆ.
Chciałbym się z wami podzielić ilustracją, aby pokazać, o co mi chodzi. Pewien pastor opowiedział mi o tym, co się wiele lat temu wydarzyło się między nim, jako pastorem, a jego zastępcą. Pracowali obaj w kościele i na szczęście byli również dobrymi przyjaciółmi. Powiedział, że pewnego dnia jego zastępca przyszedł do niego ze łzami w oczach i powiedział mu: „Jesteś najlepszym kaznodzieją i nauczycielem Słowa jakiego kiedykolwiek w życiu słuchałem, ale ty zwyczajnie nie kochasz ludzi”.
Gdy dzielił się tym ze mną, również miał łzy w oczach. Było to dla niego bardzo silnym wspomnieniem i jest ważną lekcja dla nas. Możemy być wezwani, obdarowani i pełni objawienia, a jednak dalej zawodzić, ponieważ nie chodzimy w miłości do ludzi.
Możemy teraz przejść do licznych przykładów miłości czy to zademonstrowanej czy nakazanej w Nowym Testamencie, wszyscy je dobrze znacie, lecz gdy zwracam się do tego jednego zwyczajnego wersu z 12 rozdziału Drugiego Listu do Koryntian, znajdują tam coś co bardzo często jest przeoczane. Paweł pisze: „Ja zaś sam JAK NAJCHĘTNIEJ sam na koszta łożyć będę i samego siebie wydam za dusze wasze, czy tak ma być, że im więcej ja was miłuję, tym mniej przez was mam być miłowany?” To jest właśnie to, co nadaje kwalifikacje człowiekowi. To jest ten brakujący składnik.
Paweł napisał to do Koryntian. Wiecie, że koryncki kościół sprawiał mu więcej problemów niż wszystkie pozostałe razem wzięte. Większość ludzi zrezygnowałaby, lecz nie Paweł. Paweł miał serce ojca. To jest prawdziwy apostoł. To jest prawdziwy pastor, Wiemy, że był powołany, wiemy, że był obdarowany i z pewnością wiemy, że miał głębokie objawienie. Moglibyśmy zrozumieć, gdyby czuł, że traci czas na ten Korynt i chciał zwrócić swoją uwagę gdzieś indziej.
Widzisz, tego rodzaju myślenie jest wszędzie powleczone ciałem. Dawno temu czytałem coś, co początkowo przyjąłem jako mądrość, lecz od tamtej pory zmieniłem zdanie. Pewien człowiek napisał: „Idź tam, gdzie jesteś czczony, a nie tolerowany”. W tamtym czasie czułem się bardzo niedoceniany, więc myślałem, że to była zdrowa rada, lecz Bóg był dla mnie miłosierny i pomógł mi zobaczyć postawa była całym problemem w dzisiejszej „służbie”. Kochamy ludzi, którzy kochają nas i służymy tym, którzy służą nas, dziękujemy tym, którzy nam dziękują, i jeśli podrapiesz mnie w plecy, ja ciebie również. Co to za chrześcijaństwo? Co by były, gdyby Paweł szedł tylko tam, gdzie był znany a unikał miejsc, w których był tylko tolerowany? Cóż za głupia wypowiedź, lecz taka postawa dziś przeważa wśród „duchownych”.
Paweł dał nam przykład do naśladowania. Nie patrz tylko na jego powołanie, obdarowanie i objawienie. Spójrz na jego pełne miłości serce. On dał wszystko, nie tylko Panu, lecz ludziom Pańskim, a ci byli najbardziej cielesną, niewdzięczną grupą. Jednak widoczne jest serce ojca i taka jest przyczyna autorytet, który posiadał. Powiadam wam, że jego autorytet nie był w tytule, pozycji czy statusie założyciela tego kościoła. Jego autorytet nie opierał się na powołaniu, obdarowaniu czy objawieniu: jego autorytet polegał na obfitej miłości, którą okazywał.
Nie mylcie się, jeszcze tam nie dotarłem. Ciągle zmagam się z tym, jak być dobrym bratem, a tym bardziej dobrym duchowym ojcem, obfitującym w miłość do każdego. Oczywiście, mam długą drogę do przejścia, lecz teraz widzę już ten brakujący składnik i podążam za miłością. Co z tobą?
Wiecie, czasy, gdy ktoś po prostu „pojawia się”, aby funkcjonować w darach i wykonać swoją małą służbę mają się ku końcowi. Sam jestem winny tego, myślę że wszyscy robiliśmy to, lub widzieliśmy u innych. Czy do tego powołał nas Jezus? Czy to jest wzór do naśladowania? Poprowadzić jakieś spotkania, trochę pogadać, potrząsnąć rękami I iść do domu? NIe ma to żadnego znaczenia, jeśli się nie kochamy wzajemnie. To wszystko tylko miedź i cymbały brzmiące.
Paweł uważał siebie za ojca, który troszczy się o potrzeby swoich dzieci. Wszedł w samo serce Boga, ponieważ dokładnie tak widzi to Bóg. To właśnie dlatego Paweł mógł kochać ich więcej, podczas gdy oni kochali go mniej. We współczesnym Ciele Chrystusa istnieje próżnia jeśli chodzi o tego typu przywództwo. Mamy ludzi, którzy nawet nie potrafią być dobrymi braćmi i siostrami choć aspirują do roli duchowych ojców i przywódców, apostołów i proroków, pastorów i nauczycieli. Zamiast służyć ludziom darami, oczekują, że ludzie będą im służyć, ZE WZGLĘDU na ich dar. Widoczne jest to w tak pozornie nieznaczących rzeczach jak miejsce do parkowania dla pastora na wprost frontowych drzwi.
W ostatnich miesiącach modlę się tak: „Boże, weź ode mnie moje powołanie, weź moje dary, weź moje objawienie, lecz daj mi serce pełne miłości”. Prawdziwi przyjaciele, mamy całe mnóstwo obdarowanych braci i sióstr, lecz gdzie są Pawłowie i Piotrowie, gdzie Janowie naszego pokolenia? Gdzie są duchowi ojcowie przywódcy, starsi i ci, którzy dają pobożny przykład, tym, którzy mają naśladować? Przykład jest czymś, co zdecydowanie się daje, lecz zbyt często jest to przykład tego, jak NIE należy robić.
Gdzie są ci, którzy chętnie na koszta łożyć będą i samych siebie wydadzą w służbie Bożej i dla innych, którzy będą obficie kochać nawet wtedy, gdy nie otrzymają w zamian miłości? Jeden ojciec wart jest więcej niż dziesięć tysięcy nauczycieli.
Ci z was, którzy jesteście powołani i obdarowani, posłuchajcie mnie. Miłość jest tym zgubionym składnikiem. Podążajcie za miłością, a powołanie, dary i objawienie znajdą swój najgłębszy i najpełniejszy sposób wyrazu.
Jestem waszym bratem,
Chip Brogden

czwartek, 15 września 2011

biegania i łaska

Mam już powoli dość tego tygodnia.... Ciągłe bieganie tam i siam..... historia z zaginionym Szymonem, zakupy butów, bieganie z Kalinką po dzieci, do muzycznej itd..... prasowanie, którego nie mogę ogarnąć.... dzieci, które się kłócą i nie umiem sobie z tym poradzić..... Potrzebuję odpoczynku.... czuję, że odpoczęłabym nawet cały dzień siedząc w domu i prasując, gotując, piekąc, sprzątając.... byleby zobaczyć efekty....
Dzisiaj były też pierwsze zebrania w nowej szkole. Ogólnie okej, choć wiadomo, że lekki stresik jak będzie w nowej klasie... Szymona klasa podobno ma kilku ancymonków, o których się mówi w pokoju nauczycielskim na każdej przerwie... mam nadzieję, że będzie dobrze i Szymon nie wkręci się w złe towarzystwo, ani nikt nie weźmie sobie go na tapetę....
Dzieci mam zdolne muzycznie, bardzo..... ale ta muzyczna kurcze zajmuje strasznie dużo czasu.... nie wiem kiedy z nimi gadać.....
..... coś jednak czuję, że muszę sobie raz przysiąść i opracować swój własny harmonogram. Tak, żeby wydzielić sobie czas na ważne rzeczy, bo inaczej czas przelatuje przez palce.......
Z kasą bardzo kiepawo... Piotrek natrafił na bardzo ciekawy artykuł w necie na temat kasy, biznesu itp.... w linku coś ze słowem "manna" jest... W każdym razie pytanie brzmi: po co prosisz Boga o kasę? Czy po to, by realizować swoje marzenia, czy Boże? Bóg obiecał, że jeśli będziemy szukać najpierw królestwa Bożego i sprawiedliwości jego to wszystko inne będzie nam dodane.
Muszę znowu zbliżyć się do NIEGO..... zbliżcie się do Boga, a On zbliży się do was.... jest taka obietnica.
Do tej pory Bóg cudownie nas prowadził, dawał dary gdy brakowało, spełniał wszystkie potrzeby. Wiecie co? Ostatnio przeznaczyliśmy kasę na niezbędne wydatki. Trzeba było też kupić Szymonowi kurtkę, bo nie ma.... No więc poszłam wczoraj do lumpexu, bo tam można fajne często znaleźć i tanie...ale nic nie znalazłam - jakieś byle co i nie ten rozmiar. No i dzisiaj zajrzałam przez przypadek do szafy. Znalazłam kurtkę, która nie wiem skąd się wzięła. Pewnie ostatnio Szymon dostał od kogoś w spadku (często wymieniamy się z koleżankami ciuchami po dzieciach, jak już wyrosną). Ja tego nie pamiętałam. Byłam w szoku, bo Szymon ma kurtkę na jesień i w dodatku przypomniałam sobie, że i na zimę kurtkę też ma.... Więc jestem happy! Nie muszę kupować. Swoją drogą to super, że wczoraj w ciucholandzie nic nie było, bo nadarmo wydałabym kasę.
Kurcze, tak się martwię o kasę, a zachowuję się jak Izraelici, którzy nie pamiętają cudów Boga..... Chyba muszę poczytać swojego bloga......


Chwalę Cię Panie, bo jesteś dobry, bo łaska Twoja trwa na wieki!

środa, 14 września 2011

chwile strachu...

Dzisiaj przeżyłam chwile grozy....
... poszliśmy z dzieciakami na deptak, by kupić buty. Cała długa ulica sklepów. No i po drodze, jak już wszytko obeszliśmy trzeba było wrócić do pierwszego sklepu, bo pierwsze buty okazały się najlepsze... A ponieważ było już tuż przed 18.00 popędziłyśmy z Jagą do sklepu, a Szymonowi dałam kasę i powiedziałam, żeby kupił chleb i doszedł do nas....
My zdążyłyśmy przymierzyć jeszcze raz buty, kupić je, a Szymona nie ma.... Wyszłyśmy ze sklepu, poszłyśmy do piekarni, w której miał kupować pieczywo - tam też go nie ma. Poszłyśmy zatem na parking, gdzie zostawiłyśmy samochód. Popatrzyłam - nie było go nigdzie widać.
Wróciłyśmy na deptak i przeszłyśmy go do końca - nigdzie go nie ma, a sklepy już zamykają.... Wracałyśmy - ni widu ni słychu... W końcu spotkałyśmy panią ze sklepu z butami i powiedziała nam, że Szymon siedzi na ławeczce przed obuwniczym...
... odetchnęłam z ulgą. Jednak, gdy doszłyśmy do wskazanego miejsca - Szymona tam nie było. Na szczęście zauważyłam go jak stał przed przejściem dla pieszych.... Uffffff....
Mówię wam, że już prawie się rozryczałam.... Nie wiedziałam kompletnie co robić, gdzie go szukać. Już mi się jakieś czarne obrazy w głowie malowały....
Okazało się, że w tym pośpiechu, żeby zdążyć kupić buty nie dogadaliśmy się dokładnie i on myślał, że ma być przy samochodzie. Najgłupsze jest to, że ja tam byłam, ale popatrzyłam tylko z daleka, a Szymon wtedy siedział sobie przy samochodzie i z daleka (jak później sprawdzaliśmy) nie było go widać.....

Szymon w wieku ok. 2 lat... :)


Tak szczerze, to do tej pory czuję kamień spadający z serca jak go znalazłam....
Kalinka przy tym wszystkim była taka dzielna - przedłużyło się wszystko i bieda nie jadła ponad 4 godziny... Dobrze, że ma swój paluszek ;)



Byliśmy też dziś u dentysty. Okazało się, że Jagoda ma wszystkie zdrowe zęby i super wyszczotkowane - pani chwaliła ją za higienę jamy ustnej. U Szymona niestety odwrotna sytuacja... no i w piątek pędzimy na lakowanie zębów (160 zł za dwa zęby - ból!!!)... tak się zastanawiam, nad tym, żeby poszukać gdzieś innego dentystę - może będzie taniej?




ciepłe dni i leadership in the kingdom

Ciepłe dni ostatnio.... takie wspomnienie lata....
...plan lekcji już ustalony, jeszcze tylko poustawiać się do podwożenia dzieci z innymi rodzicami i grafik będzie działał....
Kalina rośnie. Chwyta już bez problemu zabawki i ciągnie je.... wkłada czasem do buzi.... Palca ssać uwielbia.... Najbardziej kocham jej uśmiechy - szczególnie kiedy już się naje rano (a je jeszcze przez sen) i potem otwiera oczy i posyła mi taki śpioszkowaty uśmiech... a potem "ghhhhiiiiiii..."  to jej ulubione słówka.... ;)
Dzisiaj w końcu muszę poprasować - zebrało się trochę....
Znowu jesteśmy w dołku finansowym :( Pieniądze przychodzą, ale natychmiast się rozchodzą, bo zaległe rachunki, zaległe opłaty....
...Boże czekamy na światełko w tunelu.... objaw co robić....





Jestem pod wielkim wrażeniem tego filmiku! Opowiadałam wcześniej o nim, ale teraz mój mężuś dopisał polskie słowa i teraz nie trzeba się wsłuchiwać w angielski, ale po prostu wygodnie obejrzeć.... bez potyczek językowych....
Jest niesamowity. Niesamowity wzór dla prawdziwego kościoła. Nie z nazwy, ale ze służby... Prawdziwe relacje wg Boga. Jestem pewna, że Bóg chce, by tak wyglądały relacje między ludźmi, w kościele... Mogę powiedzieć, że to co tam jest zmienia moje życie, kierunkuje mnie. Sprawia, że wszystko nie jest już takie jak było - i nie będzie....
Czekam na komentarze. Co sądzicie? Czy filmik zrobił na Was wrażenie?


środa, 7 września 2011

wartościowe danie

Dzisiaj zaczęłam dzień z Bogiem.... no tak, ale w trakcie GO zostawiłam. Dzieciaki się kłóciły, biły, ja się w to wszystko wkręciłam.... uch... nieładnie.... nawet próbowałam podłączyć się pod moc, ale zbyt szybko zrezygnowałam... beznadzieja...
... czytałam potem rozdziały z "Wychowanie w mocy Ducha" Sally Hohnberger i to tak jakby Bóg odpowiadał na moje pytania....
... jeśli chcę zdobyć serce dziecka, muszę być połączona z Bogiem. Jeśli chcę, by dzieci były posłuszne, to muszę być posłuszna.... dzieci biorą ze mnie przykład....
.... jestem zmęczona i nie mam siły już pisać... ale obiecałam sobie i dzieciakom, że jutro rano mam rozmowę z Bogiem i potem przez cały dzień będę oddawać mu wszystko co złe, będę pytać o JEGO zdanie, czekać na JEGO prowadzenie. . .
Jeśli nie tak wychowywać dzieci, to jak? Jeśli nie po to, by czerpały z JEGO mocy na co dzień, to po co inaczej? Czy wychowanie ma nie mieć nic wspólnego z chrześcijaństwem? Właśnie sobie zdałam z tego sprawę, że tak robię... chrześcijaństwo praktyczne sobie, a wychowanie sobie....
Boże chcę to połączyć. Chcę nauczyć dzieci oddawać złość, nienawiść, wszelkie złe emocje i uczucia TOBIE. Chcę zacząć od siebie, już od jutra rano. Jestem słaba, pomóż mi!

Tak sobie jeszcze myślę, że często w domu zastanawiamy się nad tym co robić, robimy plany, harmonogramy, itd... ale rzadko stajemy przed Bogiem jako rodzice i pytamy co robić, czekamy na odpowiedź i robimy to co Bóg da....

Mamy być wszczepieni w NIEGO i czerpać soki życia, jak winogrona z korzenia....

Chcę tego wszystkiego spróbować. Boże jedzenie jest najlepsze....

pożeracz czasu...

Kurcze.... facebook zajmuje czas. Po prostu. Włażę tam i siedzę, bo to ciekawe, z tym się chcę podzielić..... no i o. A teraz znowu siedziałam tam z pół godziny, a mogłam zrobić prasowanie.... Kurcze, muszę sobie wyznaczyć czas na facebook, to może to jakoś ogarnę....
Dziś rano miałam czas z Bogiem. To inspirujące. Zawsze. Działaj Boże dzisiaj.




Wczoraj byłam ustalić godziny wiolonczeli dla Szymona. Chyba uda się mieć takie jakie chciałam, a więc bardzo blisko rytmiki i w piątek zaraz po lekcjach.... Oby tak się udało.....

wtorek, 6 września 2011

ciasteczka i chwytanie

Wstałam dziś o 6.10..... no i już koniec spanka... Kalinka się obudziła... W sumie dobrze, że wstałam, bo mój mąż był nieprzytomny, po pracy do późna wczoraj....  Dzieciaki i mężuś zjedli śniadanko i ruszyli do pracy i szkoły.... Dziś Szym ma basen. Miłe jest to, że razem kończą o tej samej porze, więc je przywiozę i z głowy. No a potem na rytmikę do muzycznej....
Dzisiaj też ustalę wiolonczelę Szymona. Mam nadzieję, że jakoś sensownie się uda... oby!
Kalinka zaczyna już łapać świadomie grzechotki :) Fajnie jest patrzeć jak chwyta już konkretne przedmioty i nie robi tego przypadkowo...





.... zrobiłam rano chlebek, pozmywałam, zrobiłam kalafiorową zupkę, wyniosłam wszystkie możliwe śmieci i zlikwidowałam donice z ziemią i jakimiś strzępkami rukoli, która niestety po wysianiu i wykiełkowaniu zaczęła marnieć.... chyba nie jestem ogrodniczką... :( tylko moje wrzosy mnie nie zawodzą. Kwitną każdego lata i są coraz piękniejsze i bujniejsze....



Szymon w niedzielę zrobił ciasteczka szwedzkie kokosowe... bardzo dobre. Był z siebie dumny, a my z niego ;) No i wszyscy się zajadaliśmy.... Jak dla mnie to w następną niedzielę proszę o nową serię :)



A tak poza tym? Wczoraj nie mieliśmy grupki modlitewnej :( smutno mi.... w ogóle w tym tygodniu nie będzie... Tak właściwie to sama jakoś w tej gonitwie ku dostosowaniu się do planu lekcji i planu lekcji do życia - zapomniałam o tym, by spędzać czas z Bogiem. Smutne. Człowiek tak łatwo daje się wciągnąć w rzeczy mniej ważne.... i tak łatwo wierzy w kłamstwo, że jakoś da radę bez zabiegania o czas z NIM! Jakoś się ułoży. Głupota! A życie robi się coraz marniejsze... i bez znaczenia....
A Bóg cieszy się nami jak ojciec swoim maluszkiem.... gdy tylko do NIEGO przyjdziemy, gdy tylko coś zrozumiemy, gdy po prostu jesteśmy z NIM.... to jest miłość....



poniedziałek, 5 września 2011

dość

Dopiero poniedziałek, a ja mam już dość....
.... ano dlatego, że teraz jeżdżenia mnóstwo - tam i z powrotem.... Trzeba dopasować plan lekcji szkolny z planem lekcji w muzycznej... Dziś odniosłam zwycięstwo. Ustawiłam Jagody fortepian w najlepszej godzinie, jaką tylko mogłam sobie wymarzyć. Dwa razy w tygodniu zaczyna fortepian o wczesnej godzinie - raz zaraz po lekcjach, raz zaraz przed lekcjami. Miodzio. I wcale nie musiałam się o to bić. Po prostu świetnie pasowało. Jestem happy i Jadzia też, bo w tamtym roku była bardzo zmęczona. Fortepian o 17 lub 18 nie służył. W tym roku będzie ok.
Jutro jadę bić się o Szymona.... Ach, żeby tak jakoś sensownie ułożyć go, by też miał fajnie swoją wiolkę. Zobaczymy.... Na razie widzę, że będzie problem z piątkami.... :(
Jak już poustawiam to wszystko, to jeszcze trzeba będzie dogadać się z innymi rodzicami, żeby podwozić do szkół dzieciaki na zmianę i mam nadzieję, że jakoś się ułoży. Na razie jest nieźle, bo okazało się, że Szymon ma kolegę z klasy, który mieszka ulicę dalej niż my. Już dogadałam się z jego mamą i będziemy sobie pomagać.
Głowa mi buzuje... dzieciaki dopiero poszły spać.... No ale będzie lepiej. Jak już się wszystko ustabilizuje, to zrobię nowy harmonogram i będzie git.
Mój mężuś musiał dziś zostać dłużej w pracy - oj jednak to odczułam. Z nim jakoś łatwiej. Szybciej się wszystko dzieje, dzieciaki szybciej biegają.... ;)
W sobotę było super nabo. Pięknie jest patrzeć jak Bóg dotyka serc, zmienia je, zmienia ludzi... modliliśmy się o jedną osobę, która wyznała, że brakuje jej Jezusa na co dzień, że zwykle o wszystko się martwi, tylko nie o to, by mieć z nim kontakt. Modliliśmy się o tę osobę. Myślę, że będzie dobrze. Na pewno. Bóg jest Bogiem żywym! Cudnie było patrzeć, jak Duch Święty prowadzi nabożeństwo. Dobrze było się MU poddawać...


a Kalinka rośnie.... :)
IDĘ SPAĆ

czwartek, 1 września 2011

rozpoczął się szkolny rok

Rozpoczęcie nowego roku szkolnego nastąpiło... trwało długo, bo Szymon i Jagoda mieli je osobno, a iść do domu pomiędzy jednym a drugim nie było warto.... Uroczystość trochę poważna, trochę śmieszna.... Jeśli chodzi o nowe klasy dla moich dzieci - pierwsze wrażenie może być...
Jagoda jutro na 11.35 do 16.00, a Szymon na 8.00 do 15.00 - będzie miał męczący dzień i w dodatku jeszcze godzinkę poczeka na Jagodę. Odbiorę ich razem. Jakoś będzie. Jadzia w poniedziałek na 8.00 do 11.35 - ale jest happy :)
..a Szymon ma w klasie dziewczynkę o tym samym nazwisku co my :)
Dobrze, że wypłata na moim koncie, to kupimy dziś buty do szkoły, może podręczniki...
Zobaczymy jak będzie.
O 16.00 rozpoczęcie w szkole muzycznej...
...no i zacznie się. Ciekawe jak bardzo rozjechane plany będą miały nasze dzieci, czy czasem wyjdzie im wspólna godzina? No i jak ustawimy szkołę muzyczną?
Ojojoj - rok szkolny się rozpoczął... Pewnie będziemy z Kalinką jeździć tam i spowrotem - dobrze, że mam wolne od szkoły. Zobaczyła w szkole znajomych z muzycznej - może uda się podwozić kogoś i by nasze dzieci też były zabierane...
... chwilkę odpoczniemy, zjemy zupę pomidorową z makaronem i do sklepu po buty, książki i żarcie.....

Kalinkę nie za bardzo interesowały przemówienia. Spała...


...albo oglądała boisko szkolne...