środa, 25 grudnia 2013

Cudowne ręce

Święta. U nas w zasadzie czas rodzinny głównie. Fajnie jest być razem i nie musieć pracować i gonić, nawet po sklepach, bo są zamknięte. Śniegu brak, słońce świeci....
Wczoraj oglądaliśmy film o Benie Carsonie. Niesamowita historia. Chłopiec, który nie wierzy w siebie, myśli o sobie jako o głupku, staje się wybitnym neurochirurgiem. I matka, który uczy ich, że cały świat mają w głowie, że wszystko mogą zrobić dobrze. Cała droga do tego, by zdobyć wiedzę. Ciekawy dla mnie moment, gdzie matka decyduje, że od tej chwili oglądanie telewizji jest po zrobieniu lekcji, no i teraz niezłe: muszą zapisać się do biblioteki i przeczytać tygodniowo 2 książki i napisać z nich relacje. Dzieci w szoku mówią, że to nie fair, że jak to można żyć bez telewizji....(dokładnie jak moje)  itd... Ale matka powiedziała i tak musiało być... No i dzieci zaczynają wchodzić w świat książek. Od razu zaczyna polepszać się ich nauka, zostają najlepszymi uczniami w szkole. Potem studia.... I Ben zostaje najlepszym na świecie neurochirurgiem. Jako pierwszy wykonuje operacje rozdzielenia bliźniąt syjamskich, które połączone są głowami, jako pierwszy wycina z mózgu jedną półkulę u dzieci, które jako małe mają epilepsje i w zasadzie tylko jak śpią to nie mają napadów. Po wycięciu półkuli epilepsja mija a mózg się odnawia... nie znam się na tym dokładnie, ale takie operacje się teraz robi.... I fakt, że Ben jest wierzącą osobą, chrześcijaninem oddanym Bogu. Modli się przed operacjami, prosi Boga, by dał mu pomysł jak wykonać tą operację. I widzi w tym cud, a Bóg mu błogosławi.
Jest też książka, która nazywa się "Cudowne ręce" - właśnie jego historia, polecam, sama czytałam ją kiedyś.


Dla mnie bardzo inspirująca historia. Oglądałam ją z dziećmi. Mam nadzieję, że łatwiej im przyjdzie zrozumieć, że nie mogą długo grać na komputerze i powinni więcej czytać i zajmować się innymi rzeczami. Mi łatwiej jest być pewną, że mam rację ograniczając im komputer.
Ot... takie tam myśli odnośnie wczorajszego dnia.... :)




niedziela, 22 grudnia 2013

Tyle światła wokół mnie....

Wreszcie przerwa świąteczna! W tym roku aż dwa tygodnie i jeden dzień :) Bardzo mi się to podoba, oj bardzo. Tydzień w domu, a potem do Gdańska. Już mam ochotę odwiedzić rodzinne strony.
Ostatni tydzień obfitował w jasełka i wigilijne koncerty. Bardzo lubię czas przygotowań do tych uroczystości. Pomysły, które roją się w głowie i wykluwanie się w końcu całokształtu imprezy. W tym roku szkolnym dużo pracuję z flagami. Dzieciaki je bardzo polubiły. Jednak najbardziej moje serce podbiła klasa V. Ale o tym zaraz... Na koncert wigilijny w szkole przygotowywałam Historię Zbawienia pokazaną tańcem. I tak zaczęło się od sceny w niebie, gdy nie było zła, gdzie miłość, czystość radość i świętość była wszędzie. Białe flagi, złote, srebrne... - kolory mają znaczenie. IV klasa pięknie to zatańczyła - dziewczyny były cudne! Potem bunt w sercu Lucyfera - czerwone chusty w obu rękach i wir szaleństwa i żądzy władzy - chłopak z VI klasy zadziwił mnie odwagą, którą okazał się zgłaszając się do tej roli, gdy wszyscy szóstoklasiści nabijali się z tego... potem kilka osób dołączyło do tej sceny i zagrali to naprawdę świetnie.
Ogród Eden i kuszenie - tutaj klasa III genialnie zatańczyła taniec do muzyki, którą świetnie udało mi się dobrać Tzel Midbar - może ktoś sobie wstuka w google - moim zdanie idealnie pasuje do sceny kuszenia. Taniec nie był dosłownym pokazaniem jabłka i Ewy.... jakby co ;)
Bóg miał swój plan i narodził się Jezus - taniec Kołyska - taniec żydowski tańczyła III klasa, która dużo buntowała się, by tego nie tańczyć, że to nie w tym stylu. W końcu jednak naprawdę pięknie to zatańczyli - nauczycielom łezka kręciła się w oku.
Potem jeszcze taniec góralski zatańczony przez chłopaków i dziewczyny z II klasy - sami to wszystko wymyślili, a ja tylko umiejętnie połączyłam w całość ;) Klasa IV zagrała na dzwonkach Lulajże Jezuniu - z moim akompaniamentem - bardzo nastrojowo.
NO i finał. Jezus żyje dzisiaj, nie muszę się bać. Taniec z flagami V klasy. 10 osób tańczących z flagami złotymi, srebrnymi, białymi i pomarańczowymi do piosenki zespołu TGD - z płyty Uratowani "Tyle światła wokół mnie.....kiedy jesteś blisko wiem, nie muszę się bać..... kto mi krzywdę zrobi gdy na ratunek przyjdziesz Ty, nie muszę się bać.... Jahwe Ty jesteś światłem, świecisz najjaśniej... Jahwe nieopisane piękno.... Jahwe moje zbawienie, znajdę schronienie w domu Twym przez wszystkie życia mego dni......" normalnie nauczyłam się tego na pamięć. Najpierw klasa niechętna.... nie bardzo lubimy tańczyć.... niechętnie..... potem coś zaczęliśmy tworzyć, burza mózgów.... ostatecznie w mojej głowie po tej lekcji wszystko ułożyło się na nowo! Mam pomysł, mam układ. Najpierw taniec sześciu dziewczyn, potem flagi...... taniec solo.... Stopniowo z lekcji na lekcje ludzie angażują się coraz bardziej..... w końcu tańczą pięknie! Jestem wzruszona, bo podczas tańca śpiewają i widać, że otwierają się na muzykę, na treść.... Ostatecznie tańczymy to na wigilii szkolnej - takiej z pompą i rodzicami w wynajętej sali. Mieliśmy tańczyć przedostatni, a potem jasełka niespodzianka nauczycieli... ale jednak okazało się, że musimy wystąpić ostatni. W sumie okazuje się, że to było to! Właśnie ostatni. Bo to była klamra zamykająca wszystko, takie głęboki przekaz do ludzi, błogosławieństwo na koniec. Piątoklasiści zatańczyli pięknie, z przekonaniem. Miałam łzy w oczach. Następnego dnia na wigilii takiej wewnątrzszkolnej, bez rodziców też zatańczyli - jeszcze piękniej..... ach.... trzeba było to widzieć - każdy z nich do końca pochłonięty tańcem, przejęci treścią, często śpiewający i tańczący.....
Powiem Wam, że dawno już nie przeżyłam czegoś tak fajnego z moimi uczniami. Jestem z nich baaardzo dumna! Sama jestem zbudowana. Obiecuję, że jak tylko będę miała filmik z tańcem to Wam go przedstawie.
No i z takim nastrojem wkraczam w przerwę świąteczną. Oczywiście nie omieszkałam rozdać dzieciakom płytek z nagraniem piosenki i innymi moimi ukochanymi piosenkami zespołu TGD. Niech im służą..... :)


niedziela, 15 grudnia 2013

i znowu..... zepsuty laptop :(

Ach.... i znowu mogę pisać! Ale się cieszę. Wreszcie naprawiłam swojego laptopa!!! :) Ale jestem szczęśliwa. Jak cudnie widzieć taki wielki ekran -  w porównaniu z ekranem mojego telefonu ;)...

Dużo się od lipca u nas wydarzyło... dzieci rosną.... Kalinka chodzi do żłobka i super sobie radzie. Nie płacze, uczy się bardzo dużo. Fajnie w przedszkolu Montessori, do którego chodzi uczą się dużo takich codziennych potrzebnych w domu rzeczy. Kalinka więc układa swoje ubranka w kosteczkę, zciera jak się coś wyleje, zmiata śmieci na szufelkę i celnie wrzuca do śmietnika. Nalewa sobie sama picie z dzbanka i nie rozlewa, nakłada sobie obiad, wrzuca resztki do śmietnika i talerzyk do zlewu.... itd.. :) No i śpiewa :) słuch odziedziczyła po rodzicach :) No i na przykład bardzo często się zdarza, że w drodze do żłobka śpiewamy "Sto lat" dla każdej koleżanki i kolegi po kolei... A że Kalinka ma angielski w żłobku codziennie to chodzi po domu, a za nią brat i siostra i śpiewają "Walking walking... hop hop hop.... running runnig.... now let's stop..." na melodię "Panie Janie". Jest wesoło generalnie.
A teraz jesteśmy na zwolnieniu. Kalinka kaszle i kicha. Zresztą działo się to już i w zeszłym tygodniu i choć jestem zawalona robotą w szkole, bo to czas przedświąteczny, to postanowiłam zostać z nią w domu. I widzę, że dobrze zrobiłam, bo powoli zaczyna wychodzić z tego kaszlu. Są rzeczy ważne i ważniejsze.

......

niestety mój laptop znowu się zepsuł..... jutro daję do reklamacji....mam nadzieję, że w końcu naprawią o dobrze i na stałe..... ech...

środa, 10 lipca 2013

Slot Art Festiwal - myśli przetrawione

Drugi dzień Slot Art Festiwal niedługo się zakończy... jeszcze dziś koło północy pokaz żonglowania pochodniami, czy coś w tym stylu, w każdym razie ogniowe wrażenia wzrokowe. Będzie pewnie pięknie... Dzisiaj moje dzieciaki były na nauce chodzenia na szczudłach, 2 godziny grały w mafie, uczyły się posługiwać diabolo.... Jutro Szymon idzie na kowalstwo... Jagoda na plecenie warkoczyków. Dzisiaj chciała iść na rzeźbiarstwo w drewnie, ale nie było już miejsc....
Piotrek dzisiaj był na spotkaniu z ludźmi, którzy tworzyli Slot. Opowiadali o tym jak to się zaczęło, można było zadawać im pytania.... dla nas to o tyle ciekawe, że sami prowadzimy stowarzyszenie i wszelkie doświadczenie innych jest nam pomocne..... Pierwsza rzecz to to, że uczą innych i zachęcają jak prowadzić takie mini sloty tam skąd pochodzą. Dają im autorytet i błogosławieństwo, żeby działali. To jest super i na tym wg mnie polega liderstwo i bycie uczniami i czynienie innych uczniami.
Druga sprawa jest bardzo ciekawa. Mówił to chyba facet, który na co dzień zajmuje się kulturą w swoim regionie, jest animatorem. Robi bardzo różne rzeczy, zresztą tak jak na slocie dzieją się, rzeczy bardzo różne, niektóre z pogranicza, czasem ostra muza.... I wydawało by się, że to niepoprawne... Ale on mówi, że tylko wtedy ludzie są sobą. Gdy tworzymy im naturalne dla nich środowisko, wtedy oni nie udają, nie wkładamy ich w religijne ramy, w których oni czują się sztywno. W ten sposób oni czują się swojo i wychodzi na jaw to co jest w ich sercu. Po prostu otwierają się, nie udają. Duch Święty ma wtedy łatwiejszą drogę do pokonania. Dla mnie to odkrywcze!!! Jak często próbujemy włożyć ludzi w nieswoje buty. Młodzież szczególnie. Dajemy im ramy, w które nijak się nie dają włożyć. I trudno zobaczyć wtedy ich serce.
Cżesto z kolei osądamy jak widzimy rzeczy, które nie są w naszym stylu, nie mieszczą się w ramach naszej religijności i pojmowania Boga..... i próbujemy na siłę narzucić innym nasz styl i naszą religijność.... i ludzie nie chcą rozmawiać.... bo nie mają chyba o czym....
Na Slot przyjeżdża mnóstwo ludzi. W tamtym roku było ok. 6000 ludzi. Niezła sumka. Co ciekawe i niesamowite połowa z nich to nienawróceni ludzie, często nie mający z Bogiem w ogóle nic wspólnego. Przyjeżdżają i wielu z nich nawraca się. Codziennie rano jest na dużej scenie wspólne uwielbienie i świadectwa, głoszenie ewangelii. Dzisiaj mówił facet, który nawrócił się na Slocie. Opowiadał o tym jak ćpał, jak eksperymentował i jak w końcu tu na Slocie oddał życie Jezusowi. Opowiadał o tym co przeżył i ludzie słuchali. Na końcu zaapelował, że jeśli są tu ludzie, którzy też chcą oddać Jezusowi swoje życie to zaprasza ich do siebie do przodu. I powiedział, że to jest dla niego próba wiary, ale żeby nie wychodzili jak nie mają ochoty, że nie chce ich naciągać. I ok. 15 ludzi wyszło do przodu. Dla mnie normalnie Chwała BOGU się chce krzyczeć.
Często nie mamy żadnego doświadczenie w pracy z młodzieżą, ze starszymi, z dziećmi... można tak wymieniać różne grupy społeczne, z którymi się w ogóle, albo bardzo rzadko stykamy.....  ale mimo wszystko krytykujemy, mówimy, że ktoś coś robi nie tak i nie tak powinno przedstawiać się Boga.... Naprawdę więcej pokory nam trzeba!!!! i uczenia się od innych, pytania Boga do jakiego środowiska ja mam docierać, gdzie mi najbliżej?
Jest też trzecia sprawa. Organizatorzy Slotu wzięli sobie za główną zasadę współpracować TYLKO i wyłącznie z ludźmi, którzy mają PASJĘ. Tylko pasjonaci. Wiele razy mieli takie sytuacje, że ktoś kto miał poprowadzić coś nie mógł przyjechać, a to co robił było bardzo potrzebne... nie szukali wtedy kogoś na zastępstwo, bo gdy brakowało komuś pasji w tym co miał robić to to dyskwalifikowało go do poprowadzenia programu. Czasem była po prostu dziura. Czasem chcieli coś zrobić, ale nie było człowieka z pasją, więc nie robili tego. Czekali. W końcu nawet po latach spotkali osobę z pasją właśnie do tego o czym marzyli i wtedy dopiero ten program ruszył. Dla mnie również bardzo to ważna myśl. Bo w sumie jeśli brak ci pasji to nie jesteś przekonujący. Każdy z nas zna nauczycieli, którzy uczą bo muszą, i takich, którzy mają pasję..... do takich się lgnie, tacy pozostawiają coś w tobie do końca życia!
Bóg daje nam pasje. Jeśli nie dał Ci do czegoś pasji, to to będzie marne.... Warto czekać. Jeśli nie masz do czegoś pasji, może lepiej tego nie robić? Bóg lubi dawać pasje. Duch Święty daje pasje. Wtedy możę działać przez ciebie doskonale i w tym momencie co trzeba. Wtedy jesteś autentyczny....

http://slotart.blogspot.com/  jakby ktoś chciał przejrzeć. A zdjęcia wklejone niżej pochodzą ze strony slotowej.






poniedziałek, 8 lipca 2013

znowu koza... na żywo

Szymon, Jagoda i Piotrek wyjechali :) Na Slot Art Festiwal do Lubiąża, Mężuś trochę zestresowany, że jedzie z dzieciakami.... a najbardziej chyba, że jedzie na Slot, sam, bez znajomych.... też byłabym podekscytowana, może lekko zestresowana. Życzę mu naprawdę fajnych wrażeń i spotkania z niebanalnymi ludźmi, którzy szukają Boga.... ach... warto przeczytać sobie coś o Slocie. Impreza robiona prawie w całości przez wolontariuszy... ludzie z pasją robią warsztaty dla innych. Można tam nauczyć się baaaardzo różnych rzeczy... od haftowania, poprzez taniec, wyrób biżuterii, jazde na monocyklach, flowersticki, żonglerka, robienie kwiatków z bibuły, itd.... co komu przyjedzie do głowy. Impreza zupełnie bez alkoholu i narkotyków. Przyjeżdżają tam też ludzie, którzy chcą dzielić się miłością Boga z innymi. I tak będzie w tym roku Kolah.... a w ogóle zaczęło się dawno temu od zespołu No Longer Music (alternatywny zespół, który śpiewał dla środowisk słuchających metalu i rocka, ale, że śpiewał o Jezusie, to został nie dopuszczony do śpiewania w Jarocinie i zrobił koncert gdzieś obok, bez sceny i reklamy.... ale Zakazany zespół już sam w sobie był reklamą i zciągnęło na niego wielu ludzi) Kilku pasjonatów stwierdziło, że chce robić imprezę właśnie z No Longer Music, by pokazać, że chrześcijaństwo nie jest nudne, że Bóg jest żywy i pełen pasji..... no zresztą sami sobie poczytajcie. Impreza nie tylko dla chrześcijan jak najbardziej....

A my z Kalinką w domku przez tydzień. Oj będzie dobry czas. Fajnie jest być z jednym dzieckiem. Zupełnie na nim skupić uwagę, tak na maksa mama tylko dla niego....
Dziś pojechałyśmy z sąsiadką do Borysewa do SafariZoo. Fajne miejsce. Dużo zwierząt, nawet miejsce, gdzie można wejść z dziećmi do kóz, małych dzików, sarenek, jelonków. Można pogłaskać...



Koza zaiteresowała się moją spódnicą... 





Ogólnie fajny czas, choć zjarałam sobie ramiona.... słońce świeciło mocno, a drzew tam nie za dużo....
Jest tam też typowa bawialnia dla dzieci, gdzie są dmuchane zjeżdżalnie, baseny z piłkami i inne atrakcje. Kalinka bardzo zadowolona, ja chyba też :)










Jak widać zabawa była udana... Kalinka prezentuje niezłą głupawkę ;)



Zmęczone, zgrzane wróciłyśmy do domu. Dzieci zasnęły. I choć była już prawie siedemnasta, to Kalinka i tak pojechała na plac zabaw. I na nic zdały się tłumaczenia, że tam gdzie były piłeczki to był właśnie plac zabaw. Dla Kalinki plac zabaw to Plac Zabaw w Parku Skarbków w Grodzisku Mazowieckim. Nic innego nie jest godne nazywać się placem zabaw, więc choć byłam lekko wykończona wsiadłam w samochód i pojechałam z dzieckiem na Plac Zabaw. Kalinka biegała w podskokach tam przez godzinę..... ileż dzieci mają energii....
W domu zjadła jajecznicę, obejrzała kilka odcinków Pocoyo i powiedziała, że jest "meciona" i poszła do łóżka. Zrobiłam jej masaż plecków i tak zasnęła po całym dniu wrażeń :)

piątek, 5 lipca 2013

koza i upał

WAKACJE!!!
To bardzo miłe doświadczenie :) Nie musieć pędzić samochodem, by zawieźć, odwieźć, odebrać, podwieźć dzieci do... szkoły. Odpoczynek zasłużony i im i mnie. A w domciu sielanka... gorąco, upał wręcz, woda, pędząca na golasa Kalinka... i wycieczki rowerowe. To jest super. Odkąd dostałam dziecięcy fotelik na rower, to jeżdżę z Kalinką prawie codziennie. W końcu mogę jeździć na rowerze, a bardzo to lubię :) Ostatnio jeździmy na rowerach do cukierni na lody i jagodzianki ;) (ja oczywiście nie jem słodyczy :))), tylko czasem coś tam skubnę od dzieci - jestem z siebie dumna).














Ostatnio w ramach poszukiwań znalazłam takie oto zdjęcia kulinarnie wyżywających się moich dzieci :)


 Fajnie, że już piątek. Sabat. Odpoczynek. Jutro widzimy się z przyjaciółmi :) Będziemy studiować list do Koryntian... modlić się, szukać Boga, Jego dróg dla nas. To będzie dobry dzień!
Chciałabym, żeby wystarczało mi zwyczajnie 4 godziny snu. Wtedy pisałabym codziennie na blogu, wysprzątałabym chałupę, zrobiłabym to i owo.... wyżyłabym się artystycznie, napisałabym plan pracy w przedszkolu, w klasach 1-3..... to, o czym już od kilku lat marzę... systematyczność, to mój niedobór..... Ale zrobię to w te wakacje i koniec!!!! Bardzo chcę. W końcu od września powrót do szkoły. Cieszę się, choć troszkę i boję... no bo jak to będzie z Kalinką? Więcej obowiązków... jak pogodzę to wszystko?
Pewien mędrzeć poradził kiedyś komuś, na narzekanie w ramach tego, że ma się za mało miejsca i czasu, żeby sobie kupił kozę. No i gość kupił kozę. Wrócił do mędrca i mówi, że nadal ma mało miejsca i czasu. Mędrzec poradził mu sprzedać kozę. Sprzedał. No i okazało się, że teraz to ma full czasu i miejsca........ no właśnie, może powinnam sobie kupić kozę???????????




piątek, 28 czerwca 2013

letnia szkoła chwaly - dzien czwarty

Dzisiaj dużo się dzialo ale dla mnie najważniejsze bylo kazanir o Slowie Bozym. Slowo Boże to podstawa wszystkiego. Podstawa uwielbienia. Musimy byc przesiaknieci Slowem Bozym zeby mc innych prowadzic do Niego. Jesli nie znamy Slowa Bozego to nasze serce i nasze mysli zaczna nas oszukiwać i będziemy myslec ze idziemy za Bogiem a bedziemy isc za soba. Bezboznosc to chodzenie swoimi drogami. Nawet jak to sa całkowicie dobre drogi... Cale kazanie wzywalo do tego by zyc Slowem Bozym, by ono stalo sie Toba, by zylo w Tobie.
Po poludniu byly warsztaty. Wkooncu moglam zagrac na klawiszach jako czesc zespolu prowadzacego uwielbienie.  I choc bylo to cwiczenie to bylismy w tym autentyczni i chwalilismy Boga.


Cwiczenie: fragment z Biblii. Pierwsza osoba spiewa fragment Biblii na swoja melodie, potem druga osoba ten sam fragment ale po swojemu. Oczywiście zespol gra ciagle ten sam schemat harmoniczny.
Trzecia osoba nie spiewa juz tego fragmentu z Biblii ale interpretuje to. Spiewa po prostu to  co ten fragment Pisma oznacza dla niej. potem nastepna osoba tak samo co to dla niej oznacza. Kolejna osoba spiewa to samo tylko od strony Boga, tak jakby Bog mowil do nas te slowa. Np.: Ja jestem Twoim Pasterzem - czesto Duch Swiety wklada nam slowa prosto z serca Ojca.


Warto wylewac w samotności serce przed Bogiem. Wtedy mamy z Nim doświadczenie. Wtedy gdy staniemy przed ludzmi nie bedziemy puści,  nie będziemy mieli swojego przeslania ale Boze.

czwartek, 27 czerwca 2013

letnia szkola chwaly - uwielbienie dla dzieci

Wieczorem uwielbienie dla dzieci. Gdy myślimy o spędzaniu czasu z dziecmi to co nam przychodzi do glowy? Zabawa :-) a Bóg tez kocha dzieci i cieszy się razem z nimi w zabawie.
Wszystko zaczęło się od konkursu w druzynach - brali w nim udział dorośli i dzieci. Dużo smiechu i radosci. Zespol gral wesole melodie i spiewal ze Jezus jest radością.
Po dwóch konkursach dzieci zaspiewaly piosenke o Bozej zbroi i o tym ze jestesmy Bozymi wojownikami a Bog jest Zwycięzcą.  Dorosli aktywnie uczestniczyli i wykonywali odpowiednie gesty do piosenki. Potem wszyscy zaczeli zrazem z dzieciakami tanczyc radosne piosenki. Byly balony, konfetti, banki - i piosenka ze w domu Pana jest radość,  pokoj, wesele, milosc.
Muzyka ciut uspokoila sie i dzieci zostały zachecone do podchodzenia do mikrofonu i do dziekowania Bogu. Potem i dorosli razem z dziecmi dziekowali.
Nastepnie znowu wielka radosc z tego ze Bog jest dobry! I taniec z bebenkami, ktory przeszedl w góralską nute: od góry do morza wylewa się milosc Boza - taniec radosci (w grupie uwielbiajacej spiewala goralka - siostra Joszko Brody wiec wyobrazcie sobie ten klimat - no i kapela profesjonalna w pelnym skladzie - czujecie klimat?)
Potem znów wyciszenie i sluchanie glosu Bozego i dzielenie sie tym. Pptem jakies dziecko powiedzialo ze je boli kolano no i reszta zostala zachecona do modlitwy o swojego kolege. Potem dorosli tez przychodzili jak ich cos bolalo a dzieci modlily sie o doroslych. Pan Bog uzdrowil kolano i oczy. To bylo niesamowite jak dzieci uslugiwaly doroslym.
Na koniec znowu piesn radosci z chusta klanzy na srodku: Bog daje radosc, pokoj, szczęście.
To bylo uwielbienie pelne dzieciecej radosci, dobrze bylo sie bawic jak dziecko,  tanczyc jak dziecko, dziękować jak dziecko... dobrze tez bylo widziec jak w kosciele usluguja dzieci. Ktos kiedys powiedział ze dzieciom Bog nie zeslal Ducha Sw w wersji mini, ale dany jest im ten sam Duch Swiety. I są naszymi bracmi i siostrami a Bog tez chce przez nie działać!  Mamy stac się jak dzieci.

środa, 26 czerwca 2013

letnia szkola chwaly - dzień trzeci

Kolejny dzień. Dwie dziewczyny, artystki dzielily się tym co Pan Bóg włożył w ich serca. Bóg włożył w nasze serca wrażliwość na piękno na kolory ksztalty. Wszyscy wiemy  jak obraz dziala na zapamiętywanie. Większość z nas to wzrokowcy. Lepiej zapamiętujemy jak treści są poparte wizualizacją.
Wszędzie jesteśmy atakowani obrazami. Wokół nas są tysiące reklam billboardów.  Ktos kiedys zrobil taki projekt: sfotografowal ulice miasta a wszelkie bilboardy i reklamy przeobil w Photoshopie na białe miejsca. Okazalo się ze na zdjęciu były prawie same białe plamy. Obraz wtlacza się w naszą świadomość czy chcemy czy nie. Filmy,  fotografia, moda...
Nie trzeba być odkrywczym żeby zauważyć ile zła,  nieczystości,  niemoralnosci jest w tych obrazach. Jak dobrze się zastanowic to szatan zgarnął sobie ta dziedzinę. Jeżeli taki wpływ ma na człowieka to co widzi to zobaczcie jakie wielkie zadanie stoi przed ludźmi którzy znają Boga. Oni mogą wpływać na innych. Zobaczcie co byłoby gdybysmy byli otoczeni obrazami z prosto z Bożego serca: na bilboardach, reklamach, obrazach, w fotografii, filmie. Bez brudu, niemoralnosci, seksu, demonicznych tatuaży...
Dziewczyna opowiadała nam jak trudno jest przebijac sie na Akademi Sztuk Pięknych z Bozym widzeniem rzeczywistosci. Jak prace jej są krytykowane że mają za dużo światła,  za dużo życia... Monika i Kasia są artystkami, które czerpią z Bożego serca. Jedna z nich opowiadała jak pewna dziewczyna malowala to co Bóg kladl jej do serca, malowala to wszędzie wywyzszajac Jezusa i cale miasto się nawrocilo.
Bog działa na nasze zmysły,  dal nam poczucie piękna i wrażliwość na barwy i chce docierac do nas tymi kanałami.  Dziś kazdy z nas dostał farby, kredki i mmalowal to co Bog wkladal w serce. Muzycy grali a my rozmawialismy z Bogiem i wyrazalismy to malujac. Na kartkach zostaly uwiecznione zmagania, milosc, Boze zwycięstwo,  moc Jego krwi. Swoj obraz wloze w ramki - bedzie mi przypominał co Bog do mnie mowil. Jakim wielkim Zwycięzcą jest a ja z Nim :-)))

letnia szkoła chwaly - dzien drugi

Dzisiaj rano podzieliliśmy sie na grupy. W kazdej z nich byli śpiewający, klawiszowiec, perkusista,  basisci, gitarzysci i wstawiajacy sie. Razem mielismy dokopac się w Biblii informacji na temat Hemana. Inne grupy mialy Asafa i jeszcze jednego goscia, ktorego imienia nie pamiętam.  Wszyscy trzej byli liderami uwielbienia w Biblii. Heman byl prorokiem/widzacym. Mial niezwykłą mądrość od Boga. Król Dawid się u niego radzil i Bog często objawial przez niego to co ma się dziać.  Heman mial tez 14 synów i 3 córki
 Pan mu blogoslawil dziećmi. Ale co wazne jego dzieci byly z nim w służbie.  On przekazywal im swoje powolanie swoje namaszczenie. Jego dzieci widzialy go takim samym w świątyni na sluzbie jak i w domu. Heman nie mial podwójnego zycia w kościele i w domu. Potem jego dzieci stawaly od razu w pierwszym szeregu gdy trzeba bylo naprawiac szkody, gdy trzeba było na nowo ustanawiac Boze prawo wsrod ludu. Gdy krol wzywal do reformacji w narodzie izraelskim to oni byli pierwsi.
Niesamowite studium. Nie tylko wyławianie tego co widac w Biblii ale wnioskowanie, myslenie jak to musialo wygladac w praktyce. Bardzo inspirujace :-)
Ostatnim zadaniem bylo poprowadzenie uwielbienia, proroczego uwielbienia, ustanawiajacego Boza łaskę i dobroc nad nami. Kazda z grup robila cos niesamowitego. Bog dzialal. Chce przy tym powiedzieć ze byly to kompletne improwizacje, wyspiewywanie tego co Bog kladzie na sercu. Oczywiście umowilismy sie ze pierwsza czesc to śpiew o tym jak laskawy i dobry jest Bog. Potem improwizacje co łaska robi w naszym zyciu jak uwalnia. Na koniec zaproszenie do przyjęcia i wejscia w laske, która sie wylewa jak woda na nas
 I tutaj dziewczyny pokazaly flagami niebieskimi drzwi laski przez ktore możemy wejsc. I wszyscy ludzie po kolei zaczęli przechodzić przez te drzwi. To bylo niezwykłe,  wielka radosc ludzi wstępujących w łaskę,  ktora przerodzila sie w wielka radość, i chwalenie w podskokach Jezusa za wolność i Jego laske. Przejście z miejsca bólu,  tyrania w łaskę i wolnosc Jezusa. Ten obraz bardzo przemawial do serc...
.....

Wieczorem niesamowity taniec w jednosci dla Boga. Potem taniec Dawida - mężczyźni przelamywali się by tanczyc tak jak Dawid dla Boga. Mezczyzni tanczyli najpierw radosnie a potem ich taniec przerodzil sie w taniec wojowników Bożych. Wokol nich kobiety blogoslawiace i modlace sie o nich o wlasciwe miejsce ich w rodzinie w kościele o waleczne serca dla Boga.
Potem kobiecy taniec Miriam i mężczyźni wokol modlacy sie o kobiety. Powiem wam ze taniec jest bardzo uwalniajacy i Bog bardzo dotyka serca. Niesamowicie jest gestami i cialem wyrazac modlitwę, gdy Duch Święty wykorzystuje cale Twoje cialo by ci cos uswiadomic bys poczul potrzebę,  bys zapamiętał,  poczul to calym soba.
Potem zwarlismy szyki bojowe. Stanelismy w szeregach i maszerowalismy jako Boza armia w jednosci. Bo tylko w jednosci jest sila...
I w końcu cos nad czym nigdy się nie zastanawialam.  Wstawianie sie za Polską.  Za prezydentem, premierem za rzadzacymi. Bardzo dlugie wstawianie sie i bardzo glebokie. Za Polakami za tym by Polska  zrozumiala ze jej ratunkiem jest Król Jezus. By ustanawiac Boze panowanie tam gdzie jestesmy. Nigdy wczesniej o tym nie myslalam i musze to przetrawic. Pastor mowil ze czesto mowimy ze poco się modlic o kraj skoro w Biblii sa proroctwa ze i tak beda wojny przesladowania i tak to nie przetrwa i wszystko się rozleci. Ale my nie tak mamy patrzec. Mamy wstawiać sie za naszym krajem i w Jego autorytecie ustanawiac Boze Krolestwo. Bóg jest wielki i mamy sie skupiać na Nim i Jego mocy i chwale i to oglaszac. Bozy ludzie maja wpływ na okoliczności bo Bog ma na nich wplyw. Chyba czesto myslimy tylko o sobie tylko o swoim swiatku a zapominamy ze Bog powołał nas do wiekszych rzeczy!
... mam nadzieję że dotrwaliscie do konca tego wpisu ;-) niniejszym ide spac. Dobranoc :-)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

letnia szkola chwaly

Jestem na Letniej Szkole Chwały w Zakoscielu. 
Wszystko zaczęło się od uwielbienia. Bardzo dynamicznego i pełnego ekspresji uwielbienia. Siedzialam z przodu i bylam lekko mowiac przytloczona tym wszystkim.  Za duzo za wiele... ludzie za mocno otwarci - tańczą,  śpiewają głośno sie modlą, skaczą. Bylam pelna obaw strachu przed nieznanym. Zastanawialam sie czy to wszystko jest sztucznie nakręcane czy to faktycznie Bóg działa? Widzialam w sobie strach,  który paraliżuje. Wieczorem w lozku juz prosilam Boga zeby mnie uczyl i dawal to co chce zebym dostrzegla i sie nauczyla. Zebym byla autentyczna i szczera chocbym miala stac jak kolek podczas gdy inni tancza i skacza...

Rano bylo lepiej. Nowe świeże spojrzenie.  Wiara w Boza moc i to ze On jest silniejszy i będzie mnie trzymal. Tym razem podczas uwielbienia stanęłam na koncu sali. I ku mojemu zaskoczeniu zobaczylam ze nie cala sala skacze ale jest tez mnostwo ludzi ktorzy stoja i wielbia Boga spokojniej... tam moglam się otworzyć.  Modlilam sie o to by Bóg mnie nakarmil by wypełnił moje zycie, bym brala garściami z tego co On ma dla mnie i mojej rodziny, przyjaciół.  To byl dobry czas.
Potem nauczanie, dzielenie sie doswiadczeniami przez kilka osob. Ludzie, którzy wyznawali ze przestali wierzyć w laske a zaczęli sami pracowac na Jego akceptację... jak zaczeli wierzyc w to ze moze byc byle jak w ich zyciu z Bogiem, ze jest na to wytlumaczenie. Opowiadali o tym jak duch minimalizmu okradl ich z tego ze Bog ma dla nich obfitowanie. Niesamowite Slowo! Wyznawali to przed Bogiem i glosno przyznawali ze laska jest prosta i trzeba ja przyjmowac jak dzieci.

No i wieczor. Uwielbienie Jezusa. Patrzenie tylko w Niego. Ponieważ jesteśmy na Szkole Chwaly prowadzacy poprosil bysmy ustawiali sie w kolejce i btsmy wyspiewywali albo mowili Bogu kim jest, jak wspanialy jest. I to bylo niesamowite. Kazdy wielbil Boga jeden pieknie spiewal drugi nie tak cudnie trzeci mowil ale wszyscy dla Niego! Wielkie uwielbienie Jezusa, na koncu zreszta bardzo glosne i radosne, oglaszajace Jrgo Wszechmoc i Zwycięstwo!  Chwalcie Go na cymbalach glosnych!!!!  I to bylo na miejscu :-) Potem brawa dla Mocnego jedynego Króla Królów. 
Potem wyszedl pastor i prowadzil w kierunku wyznawania grzechów.  Wymienial grzechy i mówił o nich, a Duch Święty przekonywal, każdy badal swoje serce. Grzech nieprzebaczenia, grzechy języka (krytykanctwo, osadzanie, kpina, agresywny język,  mowienie źle o sobie samym...) - mamy zamykać nasz jezyk na te rzeczy a mamy BLOGOSLAWIĆ I PODNOSIĆ. Potem grzechy seksualne, grzech karmienia swojego ponizenia - szczegolnie dotyczy to tych którzy prowadzą uwielbienie i czasem karmia sie chwałą,  myślą że sa gorsi i odbierają chwalę dla Boga tylko należną.  Mamy tak uwielbiać jakby naszym widzem byl tylko Bog a scena bylyby Jego dłonie....

To byl dobry dzień.  Co Bog da jutro? Mamy byc czujni bo wszyscy tworzymy to spotkanie i przez nas Bog moze chcieć ubogacic innych...



niedziela, 9 czerwca 2013

przestań w końcu czytać

Oj dawno nie pisałam..... życie goni... Kalina rośnie... i tak jakoś leci.... w sumie to nie daje mi spokoju to, że tu nic nie piszę...
.... no dobra, koniec tłumaczeń i pobożnych życzeń...

Od stycznia czytam sobie Biblię z aplikacji na androida YouVersion... bardzo polecam. Biblia w telefonie to super sprawa. Naprawdę. Gdziekolwiek jestem to sobie czytam. Czekam na dzieci przed szkołą - czytam.... YouVersion to program założony przez LifeChurch - w Polsce znany jako kościół on line.... Biblia za darmo, na telefony, komputery. Masę planów czytania ułożonych tematycznie, jak kto chce. Ja zaczęłam od "planu dla zapracowanych kobiet".... każdego dnia było do przeczytania kilka inspirujących tekstów biblijnych i do tego jakaś notatka, jakieś słowo, które budowało mnie. Fajne. No i potem zaczęły się następne plany czytania. Można ustawić sobie przypominanie itd.... No i od stycznia rzuciłam się na głęboką wodę, bo wzięłam sobie plan, by przeczytać całe Pismo Święte przez rok. Mój plan ma przewidziane dwa dni w tygodniu wolne, tak by w razie czego nadgonić tyły. Można też w razie czego nacisnąć guzik "podążaj za mną" i cały plan czytania przesuwa się tak, byś nie był z tyłu.... Fajne przekłady Biblii w języku polskim. Można korzystać z tego nie znając języka angielskiego, choć jeśli ktoś zna, to może brać sobie plany czytania z komentarzami - jest tego b. dużo! POLECAM BARDZO :)

... Bardzo fajnie więc czyta mi się Biblię w YouVersion. Czytam rozdział za rozdziałem, dużo inspirujących i budujących przemyśleń, wiele fajnych obietnic itd..... bywa nawet, że wciągu dnia zaliczę trzy dni :)......

....Ale ostatnio podczas czytania poczułam pewien dyskomfort... Czułam, że powinnam przestać czytać. Coraz niewygodniej było mi czytając.... byłam pewna, że to Pan Bóg chce się do mnie przedrzeć. "No porozmawiaj ze Mną, przestań w końcu czytać rozdział za rozdziałem tylko zwolnij, odpocznij, porozmawiaj, pobądź ze Mną." Przestałam czytać. Odłożyłam telefon z Biblią i zaczęłam rozmawiać z Bogiem. Uwielbiałam Go za to kim jest, za to jaki jest. Pytałam, zwierzałam się. Po prostu przebywałam w Jego obecności, a On mnie napełniał swoim pokojem, głęboką radością, sensem życia. To był czas z NIM!
Przyzwyczajeni jesteśmy, że spędzanie czasu z Bogiem to czytanie Biblii. I tak ludzie czytają Biblię, słuchają kazań, dyskutują o Bogu, a nie spędzają z NIM czasu! Powiem Wam, że to jest baaardzo smutne, ale i wręcz zatrważające bardzo! Bo ile ludzi tak właśnie "spędza czas z Bogiem"?! I ilu ludzi jest uspokojonych, że oto odrobiło swoją powinność? Bo przecież byłem na nabożeństwie i brałem udział w studium, czytałem Biblię, słuchałem kazania. I dobrze, że to robisz, bo Bóg na Ciebie działa, ale NIC nie zastąpi cichego czasu z Bogiem, takiego, gdzie ty i ON po prostu jesteście ze sobą. Bóg do Ciebie mówi, Ty słuchasz. Ty uwielbiasz, On Ciebie napełnia. Ty pytasz On odpowiada. On radzi, Ty pękasz z zachwytu..... Bo Bóg jest zachwycający!!!


sobota, 4 maja 2013

ON się przyznaje do autentyczności

Dzisiaj jak zwykle spotkaliśmy się z przyjaciółmi, by razem czytać Słowo Boże i dzielić się tym co przeżyliśmy, myślami, swoim życiem, by razem jeść, pić, być..... I to co zaczynam zauważać, to fakt, że coraz więcej gadamy o Bogu, coraz więcej i coraz bardziej to jest naturalne. Od samego początku w zasadzie, przy przygotowaniach do obiadu faceci rozmawiali o chwale Bożej, o różnych doświadczeniach, o tym czego nie rozumieją, a co rozumieją, w końcu o tym, żeby nie odrzucać wszystkiego czego nie rozumiemy, bo często Bóg objawia się, a my odrzucamy to, bo szatan też podobne rzeczy robi.... Potem obiad i rozmowa o ludziach, którzy mieli problemy małżeńskie, ale mimo to nie odeszli od siebie ale rozmawiali, wybaczyli sobie i poszli dalej, o tym, że Bóg jest wielki i można z NIM przechodzić przez takie problemy.
Po obiadku czytaliśmy książkę, w której co chwilę było bardzo wiele o łasce Bożej, o tym, że sami nic nie jesteśmy w stanie zrobić, tak by przypodobać się Bogu, dalej rozmowy o tym czym Bóg dotykał nas w tygodniu....
....modlitwy....
.....biegające dzieci......
.......tak... to są właśnie nasze nabożeństwa - od samego wejścia i przygotowywania obiadu. Cały czas święty czas z Bogiem. Dlaczego święty? Bo On jest cały czas w centrum. Nie przy szczególnej okazji, tak od święta w specjalnym miejscu i specjalnej pozie.... On jest przy stole, przy herbacie, podczas modlitwy, podczas przebierania dzieci z mokrych ubrań, gdy poprzewracają się na podwórku....
....
....






..... wielu ludzi ma niepokój jak można nie chodzić do kościoła? Przecież to źle wpływa na ciebie, a przede wszystkim na Twoje dzieci!!! Potem nie wiedzą jak się zachować w kościele.... nie mają szkółki.....nie żyją atmosferą świętości..... sama się nad tym zastanawiałam, choć Bóg już na początku potwierdził moją decyzję (by spotykać się w domu, by być kościołem na co dzień).... jednak zatrwożone pytania z różnych stron nadal wierciły mi dziurę w brzuchu, że dzieci będą odchodzić od Boga, bo nie chodzą do kościoła..... niedługo potem otrzymałam od Boga zapewnienie, że ON działa, że droga, którą idę jest autentyczna, że ON się do tego przyznaje....bo wiecie, zaczęłam otrzymywać od różnych osób zdania, że moje dzieci mają odwagę i dzielą się w różnym gronie bardzo dojrzałymi uwagami na temat Boga, drogi z NIM, słyszałam że podobno mówią często dojrzalej niż ich rówieśnicy i starsi od nich, słyszałam, że ktoś mówił, że moje dzieci modlą się inaczej, prostymi, zwykłymi słowami, bez zbędnych upiększeń i że to jest autentyczne.... (nie odbierzcie tego jako przechwalanie się, bo zupełnie nie to mam na myśli) zresztą sama od moich dzieci ostatnio usłyszałam opowiadania ze szkoły o tym jak to wstawiały się za słabszych, tłumaczyły koleżankom, że należy innych szanować, choć się z nimi nie zgadzamy...
... ostatnio przy rodzinnym dzieleniu się tym, czym Pan Bóg nas dotykał ze swojego Słowa dzieciaki włączały się w rozmowę i dzieliły swoimi doświadczeniami, o których nie wiedziałam. Potem modliliśmy się razem i Duch Święty bardzo dotkął się mojej córci. Modliła się dłużej w ciszy niż inni, a potem spotkałyśmy się w łazience i ona wielbiła Boga jak nigdy, modliła się, płakała chyba z pół godziny i wychwalała Boga. Oddawała Mu swoje życie. Dziękowała Mu za to, że urodziła się w naszej rodzinie. Dziękowała Bogu, że za nią umarł, że dał wybór czy ma iść za NIM czy za szatanem. Mówiła, że GO kocha, że wybiera Jezusa.....
.... nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Czułam się tak, jakbym widziała Bożą Chwałę. Boga, który działał na moich oczach, zdobywał serce mojej córki....
Bóg potwierdził, że idę dobrą drogą, że ON dotyka moje dzieci, że prowadzi je. Potwierdził, że nie o miejsce i sposób spotkania chodzi tylko o AUTENTYCZNOŚĆ przed Bogiem. O to, byś szedł za tym co ON Tobie pokazuje. Nie kopiuj zachowań. Nie kopiuj doświadczeń innych.Nieważne czy chodzisz do kościoła tradycyjnego, czy nie... ale chodzi o to, by BÓG nie był obecny w twoim życiu tylko w konkrentym dniu i konkrentym miejscu i w konkretnym czasie. Wiem, że moje dzieci widzą działanie BOGA codziennie, bo codziennie z nimi o NIM rozmawiam w różnych sytuacjach. Jeżeli ON jest w Tobie to Twoje dzieci będą to widzieć. Czuję się uhonorowana przez Boga, choć wiem, że to wszystko i tak JEGO zasługa.
Pamiętacie, ostatnio pisałam o tym, że Bóg zwrócił mi uwagę, że powinnam być najpierw Kościołem w swoim domu. Teraz ON przyznaje się do tego co robię! Taka jestem MU wdzięczna. I wiem, że będzie działał dalej, a ja chcę GO słuchać.
Czekam na wielkie rzcczy, które Bóg będzie robił i robi przeze mnie, moją rodzinę moich przyjaciół. Modlimy się ostatnio i zastanawiamy jak służyć innym ludziom. Tak bardzo chcemy się dzielić tym, co Bóg nas uczy, co nam pokazuje, tym jaki jest dobry. Tak, by inni też mogli GO doświadczyć i rozwijać z nim relację pełną miłości.
Boże objawiaj się dalej i pokazuj co masz dla nas.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

w samym centrum

Już od dłuższego czasu bardzo modlę się o to, by BÓG pokazał mi, nam co mamy dla NIEGO robić. Marzę, by wielu ludzi dowiedziało się ode mnie, od nas (jako kościół domowy) że BÓG jest żywy, łaskawy, o relacji, którą chce ON mieć z nami, o tym jaki jest niesamowity. Marzy mi się wielu nawróconych ludzi, którzy zakładają nowe kościoły domowe, którzy dzielą się z następnymi BOGIEM i życiem z NIM. I BÓG objawiający się pośród swoich ludzi... Marzenia... marzenia.....
.... modliłam się więc ostatnio znowu o to, by BÓG pokazał mi co mam robić, jak, kiedy, gdzie? I usłyszałam nagle odpowiedź - zanim skończyłam wypowiadać prośbę..."Bądź kościołem w swoim domu"... powiem, że odpowiedź ta naprawdę mnie zaskoczyła. Można powiedzieć, że jest banalna. Przecież wiadomo, że mamy być chrześcijanami w swoim domu i proste, że najpierw tam i blabla....
Tyle, że moje ostatnie odkrycia na temat tego, że ja jestem kościołem, bo we mnie przebywa Duch Święty, sprawiają, że to wszystko zaczyna inaczej wyglądać.
Słowa "każdy z nas jest kościołem i to nie budynek sprawia, że nim jesteś tylko obecność Boga, więc kościół może być wszędzie - w knajpie, w sklepie, na chodniku, w parku" głęboko wyryły się w mojej głowie. Już inaczej wyglądają moje spotkania z osobami, które chcą być z Bogiem niż kiedyś. Potrafimy cieszyć się Bogiem tam gdzie jesteśmy i nie miejsca ani program sprawiają, że tworzymy kościół... tylko obecność BOŻA.
Ale jeśli jesteś kościołem wszędzie, jeśli myślenie twoje uległo zmianie to jak wygląda sprawa w domu? Skoro mam takie marzenia dotyczące innych ludzi, to jakie mam wobec swojej rodziny? Skoro chcę i marzę o to, by modlić się za innych ludzi to co chcę robić w domu? Prosty kościół polega na tym, że chrześcijaństwo to twój styl życia, codzienność, nie nabożeństwo w sobotę ani spotkanie w środę czy w niedzielę.... a my niestety często robimy wielkie rzeczy dla innych, wielkie rzeczy dla sąsiadów... a w domu, przy obiedzie, wieczorem, przy sprzątaniu, chorobie nie jesteśmy kościołem dla swoich domowników. Nie modlimy się, nie nakładamy rąk na siebie nawzajem, nie podnosimy się, nie błogosławimy, nie opowiadamy o Bogu, który jest dla mnie łaskawy.... Dzień jak co dzień, byle dotrwać do nabożeństwa, byle do spotkania - wtedy bycie kościołem wychodzi nam rewelacyjnie....
..... To co Bóg mi pokazał jest mocne! Naprawdę! Co będę teraz robić? Chcę uczyć się mówić o Bogu naturalnie wśród swoich dzieci - więcej i więcej. Przy jedzeniu, zmywaniu, odrabianiu lekcji. Chcę modlić się o moich domowników. Chcę pokazywać im prawdziwą rzeczywistość, wyciągać z matrixa... Chcę razem z nimi wielbić mojego Boga, chcę z nimi modlić się konwersacyjnie (patrz tekst o modlitwie konwersacyjnej).
..... to nie znaczy, że nie mam marzeń, o który na początku pisałam. Mam je i nie mogę się doczekać, aż będę mogła przyprowadzać do Boga wielu ludzi, aż będę widzieć ich nawrócenia, aż zobaczę Boga cudów, przemian i królestwo Boże.... Ale Bóg jest taki niesamowity, że chce mi wszczepić bycie kościołem tak do szpiku kości, po prostu chce, żeby ON żył we mnie. Tak centralnie.
Od kilku dni przypominam sobie "Chatę" - niesamowita książka mówiąca o relacji Boga z człowiekiem. Zacytuję fragment rozmowy głównego bohatera Macka i z Bogiem:
"....Nie chcesz, żebyśmy ustanowili jakieś priorytety? No wiesz, najpierw Bóg, na drugim miejscu coś innego, i tak dalej?
- Kłopot z życiem według priorytetów polega na tym, że we wszystkim dostrzega się hierarchię, a my już odbyliśmy rozmowę na ten temat - powiedziała Sarayu (Duch Święty - mój dopisek) - Jeśli stawiasz Boga na szczycie, co to naprawdę oznacza? Ile czasu dziennie mi dasz, nim zajmiesz się tym, co o wiele bardziej cię interesuje?
- Widzisz Mackenzie - ... Ja nie chcę tylko kawałka ciebie ani fragmentu twojego życia. Nawet gdybyś był w stanie, a nie jesteś, dać mi z siebie najwięcej, nie na tym mi zależy. Chcę mieć całego ciebie i każdą chwilę twojego dnia.
Mack- przemówił Jezus - nie chcę być pierwszy na twojej liście ważnych rzeczy. Kiedy żyję w tobie, razem możemy przetrwać wszystko. Nie interesuje mnie miejsce na szczycie piramidy tylko w samym centrum twojego życia, gdzie wszystko - przyjaciele, rodzina, praca, myśli, aktywność - jest związane ze mną, ale porusza się wraz z wiatrem w niewiarygodnym tańcu istnienia."

piątek, 1 marca 2013

woreczki

Ostatnio Kalina wyjęła woreczki śniadaniowe z szafki, a mi wpadł do głowy pomysł na zabawę. No i tak pękałyśmy woreczki.... tyle razy w różnych miejscach, aż całe były podziurawione... fajna sprawa mówię wam. Zajęcie na pół godziny :)












.... a Jagoda z Szymonem wyjechali do Gdańska na zjazd Pathfindersów. Nie będzie ich do niedzieli wieczora.... cisza... spokój.... cudnie :) Niech się młodzież dobrze bawi :p


czwartek, 28 lutego 2013

brokułowa

No to czas na mnie. Wczoraj nie miałam już siły i zasnęła dosyć wcześnie udostępniając kompa memu synowi :) który zresztą do życzeń urodzinowych wpisał laptopa, czy też innego pada, co mógł pisać posty i grać w galaxy life......
Dzisiaj zdjęcia z wspólnego gotowania zupy brokułowej :) Była bardzo dobra, a Kalinka zjadła ze smakiem - zresztą czego ona nie je ze smakiem.....











środa, 27 lutego 2013

uda się wieczorem?

Muszę się ogarnąć. Pozapisywać co chcę zrobić. Mam na myśli np. wpis na blogu, albo przeczytanie książki, wymyślenie tego i owego co czeka na wymyślenie.... pozmniejszanie zdjęć, wrzucenie zaległych na bloga..... oj muszę się ogarnąć.....
Tyle się dzieje, a ja wieczorami zamiast to napisać siedzę na głupim fb..... ech. Przydatna to bestia bardzo! Ale ciągle muszę się uczyć, by za długo nie siedzieć....
No to postanawiam od dziś:
1. 15 min. na fb wieczorem (za wyjątkiem sensownej rozmowy na czacie ;))
2. Czytam to co chcę
3. Plan na YouVersion
4. angielski super memo (który zawisł w próżni.... ciekawe ile mnie czeka powtórek....)
5. powklejać i opisać na blogu zaległe zdjęcia i zdarzonka :)

Uda się wieczorem? Na pewno. Musi!
A jak się uda to napiszę kolejne postanowienia......

no to do wieczora :*

wtorek, 19 lutego 2013

pierwsza noc niekarmienia

Noc minęła :) Było nieźle. Obudziła się po północy. Myślałam, że Kalinka będzie nieprzytomna i nic nie zrozumie z tego co jej mówię, ale okazało się, że ze spokojem przyjęła to, że "cycuś niedobry". Chętnie napiła się kilka łyków soku, poprzytulałyśmy się trochę i położyłam ją do łóżeczka. Popłakała się i chciała na rączki. Wzięłam ją i znowu poprzytulałyśmy się i powiedziałam "dobranoc". Położyła się bez słowa. Potem przywołała mnie jeszcze raz. I znowu poprzytulałam ją i położyłam do łóżeczka. Po jakimś czasie znowu zaczęła płakać, ale wtedy już nie przyszłam. Stwierdziłam, że musi już sama zasnąć. Jednak tak długo i mocno płakała, że w końcu do niej przyszłam, poprzytulałam, dałam łyka soku i położyłam. No i wtedy dziewczyna zasnęła. Było już po pierwszej w nocy.
Następna pobudka była o 4.40. Dałam Kalince wody. Najgorsze, że rozbudziła się na dobre. Przytulałam ją myśląc że śpi a ona nagle wzięła moją twarz w rączki i powiedziała "czeee" - czyli cześć. Powiedziałam jej, że jeszcze jest nocka i śpimy. No i też musiałam ją zaraz po wstawieniu wyjąć z łóżeczka, ale potem pozawodziła ze dwa razy i zasnęła snem sprawiedliwego. Obudziła się 6.20, co na nią to całkiem dobry wynik, bo często wstaje chwilę przed 6.
Rano była miła niespodzianka, bo okazało się, że pielucha jest zupełnie sucha!! :) Byle tak dalej. Wczoraj Kalinka chodziła trochę w samym majteczkach, bo bardzo chciała i udało się w porę zrobić siusiu...
No tak czy siak pięknie jest :) Dziecko w ogóle mnie nie zaczepia o "am", a jeszcze wczoraj do rana przychodziła co chwilę na cycusia. No i mam wrażenie, że jest weselsza. Może uwierzyła w siebie, w to, że nie potrzebuje cycusia na troski i bóle, że potrafi pocieszyć się sama i że bez cycusia nie jest tak źle :)










Kalinka wybiera się do szkoły. Stwierdziła, że musi założyć Jagody majtki, wziąć plecak i iść do szkoły.  Długo męczyła się z tym wszystkich, ale mimo tego jak to wszystko wygląda - była bardzo zadowolona z efektów ;)

poniedziałek, 18 lutego 2013

czyżby to koniec karmienia? :)

Nie mogę z wrażenia! Dzisiaj w końcu zdecydowałam się na zaprzestanie karmienia piersią Kalinki. Trudno mi było podjąć decyzję, bo wiedziałam, że nie mam tak silnej motywacji, żeby nie reagować na jej płacz i prośby gdy będzie chciała jeść. No ale dzisiaj już mnie to wszystko wkurzyło. Córcia przychodziła co 20 minut na cycusia.... i stwierdziłam. Koniec!. Już wczoraj wpadł mi do głowy pomysł, żeby posmarować sobie piersi tkz. "gorzkim paluszkiem" - takim płynem bardzo gorzkim przeciwko obgryzaniu paznokci. Właśnie tym płynem wyleczyliśmy Kalinkę ze ssania paluszka.
I właśnie dzisiaj użyłam tego samego specyfiku. Dałam Kalice pierś, a ona strasznie się wykrzywiła (gorzkie to jak cholipka). No i potem mówiła, że "nie dobdi" cycuś i nie chciała. I w zasadzie przez cały dzień 3 razy przypominała sobie o tym, ale za każdym razem jej przypominałam, że to jest niedobre i ona rezygnowała bez żadnych ryków, ani lamentacji. Tylko przytulała się do mnie.
Wieczoru bałam się najbardziej. Dałam Kalince pić z kubeczka, a potem jak zwykle zgasiłyśmy światło i wtedy Kalinka powiedziała "am"... chwila grozy.... wytłumaczyłam jej, że cycuś jest nie dobry i ona to przyjęła. Przytuliła się, posiedziałyśmy chwilkę przytulone po ciemku i położyłam ją do łóżeczka.... popłakała się i wyciągała rączki, żeby ją wziąć. Znowu posiedziałyśmy przytulone i potem położyłam ją spać i Kalisia zasnęła bez żadnego krzyku i płaczu.
Teraz śpi... ale bardzo jestem ciekawa co będzie się działo w nocy. Ile razy będzie się budzić? Czy będzie dużo krzyku, czy nie? Najgorsze to, że ona płacze przez sen i przez sen, mało przytomna domaga się karmienia. Czy będzie musiała spróbować gorzkiego smaku, czy potem będzie krzyczeć, czy nie? No nic. Zobaczymy jak będzie - zdam relację.


środa, 13 lutego 2013

mojemanie :)

Wczoraj wieczorem moje najstarsze dziecko zapytało czy mogłoby sobie założyć bloga. No i po krótkiej rozmowie dziecko poszło spać zastanawiając się w łóżku o czy mógłby być jego blog. Rano, zobaczyłam go z moim laptopem, jak kończył już zakładanie owego bloga..... nazywa się MOJEMANIE
Całkiem fajny pomysł.
Dziś po szkole Szymon poszedł do swojego kolegi i wieczorem jak wrócił okazało się, że ów blog będą prowadzić razem z kolegą. Będą tam opisywać swoje manie... to co każdy z nich najbardziej lubi... książki, gry, miejsca, filmy... Ciekawe jak im pójdzie....  w każdym razie polecam :)
A ja...? Ja pędzę i pędzę.... dni mijają za dniami i nie wiem jak to zrobić, żeby wszystkim się zająć, mieć na wszystko czas, zrobić to i tamto....
..... ostatnio udało mi się spotkać z koleżanką, z którą umawiałam się od roku...  spotkanie super. Okazało się, że Karolina doznała metamorfozy. Bóg zmienił ją zupełnie. Gdy pierwszy raz spotkałyśmy się, była smutna, nie akceptowała się, nie chciała wychodzić do ludzi. Modliłam się z nią i o nią, gadałam co jakiś czas wirtualnie. Opowiadałam o Bogu, którego łaska jest niezmierzona i o tym, że gdy przyjdziemy do Niego i powołamy się na Jego krew, to On zmywa z nas wszystko i widzi nas doskonałymi. Karolina to chłonęła..... jeszcze do niedawna smutna, wycofana... a teraz wesoła, akceptująca siebie i na początku swojej drogi z Bogiem. Pełna nadziei. Modliłam się z nią znowu i skakałam z radości patrząc jaki cud zrobił Pan Bóg.
.... i wiadomość z ostatniej chwili. Kiedyś zaproponowałam modlitwę koleżance z pracy. Oliwia chętnie się zgodziła i modliłam się z nią o jej zdrowie. Potem proponowałam jej wyjazd ze mną na esencję (spotkanie trzydniowe dla kobiet na tematy duchowe i jak najbardziej kobiece), ale ona bardzo bała się tego, że nie jestem katoliczką.... pytała się nawet księdza, czy to dobrze, że pozwoliła się mi o nią modlić.... No i ostatnio się z nią spotkałam. Kobieta odmieniona! Opowiadała mi, że zaczęła chodzić na spotkania odnowy w duchu świętym i że Bóg ją dotyka, zmienia, że nigdy nie była szczęśliwsza. "Chwała Panu" w jej ustach były dla mnie niesamowite. Fajnie było ją uściskać i słyszeć jak mówi o Duchu Świętym, o Bogu, tak radośnie i że szczęście ją rozpiera. Bóg jest wspaniały!

poniedziałek, 28 stycznia 2013

leniwe feriowanie

Ferie... dzieci wyjechały na zimowisko... w domu cisza... dziwnie... :) Ale za to miły dzień spędziłam z najmłodszą córcią. Wygilgałyśmy się za wszystkie czasy, śpiewałyśmy, oglądałyśmy, malowałyśmy palcami, chodziłyśmy po śniegu do kolan. Było fajnie. Naprawdę. Poza tym zrobiłam dziś część pracy, którą odkładam już bardzo długo: zgrałam ze 40 płyt CD, które leżą w kartonie i czekają na przejrzenie, lub wywalenie. Miło, mam nadzieję, że po feriach zniknie ten karton z mojego pokoju.
Ostatnio mam ochotę na coś dobrego. Coś za mną chodzi, ale nie wiem co. Muszę poszperać w przepisach i może coś znajdę.... Ale wiem, że w tym tygodniu zrobię torcik z lemon curd.... taki odlotowy, bo przyjedzie do mnie znajoma, oby jej samochód był cały i zdrowy : |










.. u nas przed domem jest tyyyle śniegu, że aż przyjemnie pochodzić i wgłębiać się weń aż do kolan... Kalinka ma niezły trening :)









środa, 23 stycznia 2013

Kalinka, biblioteczka i Tymon

Przedwczoraj dopadła mnie gorączka, bóle stawów.... byłam pewna, że dostałam grypę.... ale okazało się, że to była chyba łagodna wersja żołądkowej grypki. Fakt, bolał mnie troszkę żołądek... Na szczęście skończyło się tylko na 38,1 temperaturce i to wszystko. Następnego dnia byłam tylko osłabiona, a wszystko się tak dobrze ułożyło, że dzisiaj mogłam pójść do pracy. I powiem szczerze, że miło być zdrową!
Kalinka dorobiła się własnej półki z książeczkami :) Często sobie tam siada i potrafi spędzić tam sama. oglądając książeczki jakieś 15 minut... miły to widok - nie powiem,,, No i muszę powiedzieć, że moja córcia ma już swoją własną kartę do biblioteki (jak kredytowa). Wypożyczamy sobie książki, a co!
W tamtym tygodniu odwiedzili nas moja siostra ze swoim Tymonkiem i moja mama. Kalisia była szczęśliwa, bo w końcu zobaczyła babcię. Od kilku dni rozmawiała z nią na skypie i zaczęła mówić "baba" :) Objawiły się też matczyne uczucia Kalinki - przytulała Tymonka, głaskała go i tak w kółko... Kiedy już pojechali, Kalinka kazała położyć się na wersalkę i zażyczyła sobie, aby ją przebierano tak jak Tymonka - na leżąco!
Za tydzień pakujemy się z Kalisią i ruszamy w odwiedziny do Gdańska. Czas już zobaczyć co słychać na starych śmieciach :)