czwartek, 29 grudnia 2011

wesele co tydzień?

"Życie w każdej kulturze ma dwa aspekty - prywatny i publiczny - życie codzienne i wydarzenia szczególne - wesela, święta, pogrzeby i tradycje. Oba aspekty życia mają swoje własne, właściwe im sposoby wyrażania. Życie codzienne zazwyczaj toczy się w rodzinie - podstawowej komórce każdego społeczeństwa i kultury. Rodzina jest zasadniczo organiczna, nieformalna, połączona więziami i składa się na nią wszystko co wiąże się ze wspólnym życiem.Wesela i inne uroczystości są wydarzeniami szczególnymi, do którym każdy odpowiednio się przygotowuje.Zazwyczaj są bardziej sformalizowane, wymagają przygotowania, a często przybierają bardzo skomplikowany kształt.
Wyobraź sobie, że miałbyś co tydzień brać udział w weselu. Wszystko odbywa się według tego samego schematu. Nawet pan i panna młoda są ci sami; może nawet podają takie same dania. Po kilku tygodniach twój zapał by się wyczerpał.Wiedziałbyś czego się spodziewać i wiedziałbyś dokładnie, co wydarzy się za chwilę. Nadal byłaby to miła uroczystość, piękna tradycja, ale powtarzanie takiej samej uroczystości co tydzień byłoby dziwne.



Nie możemy tego samego robić w kościele. Jezus ukazał nam nie tylko sposób świętowania, ale sposób prowadzenia codziennego życia. Oba aspekty są konieczne, oba są dobre, ale życie codzienne nie przypomina wesela, co potwierdzą wszystkie małżeństwa. Jeśli pozwolimy, żeby kościół przybrał tylko formę odświętną, zaczniemy co tydzień obchodzić wesele, nasze zachowanie szybko oddali się od prawdziwego życia i przestanie mieć sens dla zwyczajnych ludzi. Stanie się cotygodniowym, sztucznym przedstawieniem. Jeśli kościół jest przekazanym nam od Boga sposobem prowadzenia wspólnotowego życia, a życie toczy się w podstawowej komórce społecznej - w domu, to nie ma dla kościoła bardziej odpowiedniej formy, niż kościół domowy, właśnie w zwyczajnym domu umiejscowiony. Kościół domowy nie jest jednym ze sposobów wyrażania społeczności, ale jednym z Bożych środków tworzenia społeczności."
.... cytaty z książki, którą napisał pan od "Królików i słoni" - pamiętacie ten filmik? Polecam książkę Wolfganga Simsona "Domy, które zmieniają świat" - jestem na 48 str....

Co o tym sądzicie? Oczywiście kościół domowy nie oznacza przekalkowania nabożeństwa z dużego kościoła do domu.... tu chodzi o coś innego... jeszcze jeden cytat: "Każde zebranie rodzinne ukazuje nam jak można mieć społeczność bez szczególnej potrzeby struktury.Rodziny radzą sobie całkiem dobrze bez mistrza ceremonii, słowa wstępu, specjalnej pieśni, kazania w wykonaniu ojca i dziękczynienia ze strony matki. Takie rzeczy mają miejsce na weselach i w czasie innych świąt, ale nie w codziennym życiu. Kościół natomiast nie jest sztucznym przedstawieniem, jest czymś codziennym, ponieważ jest sposobem na życie."
I co wy na to?

czwartek, 22 grudnia 2011

sznureczek i allegro

Kaliś ostatnio uwielbia wszelkiego rodzaju sznureczki. Czym dłuższy tym lepszy. Może się bawić nimi godzinami. Więc wieszamy jej na pałączku smycze itd... A wczoraj wracając z dworku Kaliśka żuła w buzi sznureczek od czapeczki. Przezabawnie to wyglądało. Nawet chciałam zrobić filmik, ale do tej pory zaczęła wydawać dźwięki wskazujące na to iż sznureczek wszedł już do gardła, więc trzeba było zrezygnować z kamery i lecieć na pomoc wyjmując, jak się okazało długi sznureczek z buzi :)
Dzisiaj odwołali mi jasełka w przedszkolu z czego jestem bardzo zadowolona, bo myślałam, że będę musiał dzisiaj jeździć jak szalona tam i z powrotem, a tu odejdą mi 2 wyjazdy :o] (podobno w przedszkolu aktualnie jest dwójka dzieci, więc trudno zrobić przedstawienie ;)) Jasełka przesunięto na styczeń :) I to mi odpowiada.
Dzisiaj idę do Szymona na wigilię klasową (tylko 45 min. na szczęście) potem jak skończą lekcję zawożę ich do muzycznej gdzie maja koncert z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Śpiewają coś tam ze swoją grupą z rytmiki. ..... A potem już tylko luuuz blueeessss.... i wolne. Mam nadzieję, że uda nam się rano wyjechać do Gdańska...
... a tak mimo chodem powiem, że moje dzieci sprzedały dziś na allegro kilka swoich gier za łączną sumę 31 zł, więc mają po 15,50 na drobne wydatki. Dzisiaj pakują przesyłkę i wysyłamy... coś czuję, że się rozochocą... ;)














środa, 21 grudnia 2011

egzaminy i renesans

Informuję, że moje kochane dzieci dostały piąteczki z egzaminów. :) Jestem z nich bardzo dumna. Jagoda dostała 5- ... bardzo przeżywa każdy egzamin i bardzo się denerwuje. To niestety wpływa na jakość jej grania. Na egzaminie zagrała bez duszy. Na lekcjach i w domu potrafiła naprawdę pięknie zagrać Bacha, a na egzaminie zagrała go w nerwach... Szkoda. Ale jak widać i tak zagrała bardzo dobrze :) Mam nadzieję, że jakoś nauczy się pokonywać stres. Będzie dobrze :)
Szymon natomiast jest luzakiem. On się nie stresuje. Nigdy się nie stresował. Żadnym egzaminem, żadnym konkursem. Zazdroszczę mu, to naprawdę niesamowita cecha. On idzie i gra po prostu. Cieszy się z tego. Gra spokojnie. Zdolniacha :)
Dzisiaj spokojny dzień, bo wczoraj jeździłam tam i z powrotem. Najpierw pomyliłam godziny odebrania ze szkoły Szyma i pojechałam godzinę za wcześnie - zrobiłam więc od razu zakupy w Lidlu. Potem znowu po Szyma do szkoły, następnie odwiozłam go do muzycznej. Okazało się, że zapomniałam wziąć programu egzaminu, który on przygotował, żeby wzięła, więc znowu zapierniczałam do domu. Przy okazji odebrałam Jagę ze szkoły. Przywiozłam dzieci po egzaminie do domu, zjadły obiad i zawiozłam je na rytmikę. Potem do domciu i w gości (odwiedziłam koleżankę), no a na końcu odebrałam dzieci z muzycznej... Wieczorem po wykąpaniu Kalinki położyłam się na sofie i słuchałam Officium Jana Garbarka z The Hilliard Ensemble. Polecam na wyciszenie się kompletne.








poniedziałek, 19 grudnia 2011

tydzień zwariowany

Kalina wczoraj dała nam czadu. Marudna przez cały dzień. Co chwili jojczy i płacze... Jak pójdzie spać to najwyżej na 40 minut. Teraz spała 30... Mam wrażenie, że chyba ząbki na górze szykują się do przyjścia na świat. Może dlatego tak płacze. No a ja mam po prostu dość. Trudno coś zrobić. Trudno odpocząć.... Ale jakoś trzeba to przeżyć - mam nadzieję, że to ten powód.
Dzisiaj moja Jagoda ma egzamin z fortepianu. Naprawdę ładnie gra. Ciekawe jak ją ocenią. Ach, mam nadzieję, że dobrze i że będzie zadowolona. Szymon ma jutro egzamin z wiolonczeli. Zobaczymy...
Ostatni tydzień przed świętami, jak zwykle zwariowany. Dziś egzamin, jutro egzamin, jutro podobno mam być w jury na jakimś szkolnym konkursie wokalnym, Jasełka w czwartek, o 14, potem dzieciaki mają swój występ w muzycznej.... a w piątek raniutko do Gdańska... dobre zakończenie :)
No i muszę iść do Kaluta, bo się obudził po półgodzinnej drzemce :( :( :(
... hej, jeszcze zasnęła... no to chwilkę jeszcze poopowiadam.
Zrobiłam przemeblowanie w salonie :) Ha! Zaczęło się od przesunięcia kanapy, żeby zza niej wymieść śmiecie i kurz. Odsunęłam ją widocznie za daleko ;) i przyszło mi do głowy, że skoro tak daleko to można i dalej.. no i zaczęłam kombinować coraz śmielej. W końcu stwierdziłam, że jeżeli zdołam przesunąć najwyższy regał na książki na drugą stronę salonu, to dam radę ze wszystkim. No i faktycznie. Tak naprawdę, to regał był chyba najlżejszy, a kanapa najgorsza. Ale po dwóch godzinach wszystko było skończone :) Wszystko poprzestawiane. Z dobrym skutkiem. Bardzo mi się podoba :) Mój mąż wrócił z pracy i zaczął się śmiać z zaskoczenia. Dzieciakom się spodobało, a i gość, który przyszedł też był zadowolony. Dziś spotkanie naszej grupki - ciekawa jestem wrażeń.
Tak naprawdę to wywodzę się z rodziny, w której nic się nie przestawia, a ustawienia w pokoju są na całe życie ;) Choć jak teraz sobie przypomnę, to kilka razy przestawiałam meble w moim małym pokoiku :) Ale myślenia, że zawsze może być inaczej i ciekawiej i odwagi do przestawiania nabrałam od mojej teściowej. Ona co jakiś czas przestawia coś w swoim mieszkaniu. I choć ma naprawdę małe pokoiki to tak powymyśla, że wychodzą całkiem fajne efekty.
No to tyle na dziś. Pozdrawiam :)

Kilka fotek z ostatnich czasów :)














Życzymy wszystkim dobrego czasu w święta

sobota, 10 grudnia 2011

czekamy

Dobry czas dzisiaj mieliśmy w domu. Rozmawialiśmy z dziećmi o tym co dla nas ważne. O Bogu, o tym, że ważne, by uczyć się Jego głosu, by uczyć się go szukać, nie polegać na tym co ktoś powie, co powie pastor itd.... choć to są ludzie, którymi Pan Bóg też się posługuje. Ale tu chodzi o coś więcej. O to, by uczyć się słuchać Boga co ma dla mnie. Dla mnie, a nie dla kogoś innego. Pan Bóg każdego stworzył inaczej, z innym charakterem, z innymi cechami.... i dla każdego ma coś innego. Dla każdego ma drogę idealną właśnie dla niego. I tu ci nikt nie pomoże. Sam musisz słuchać Boga, rozumieć Jego wolę względem siebie samego.
I to czasem może wydawać się dziwne dla innych. Bo robisz coś, co jest niepopularne, coś co innym po prostu się nie mieści w głowie. A ty właśnie czujesz, że to jest to gdzie prowadzi Cię Bóg.  Wiesz to, obserwujesz to, wszystko ci mówi, że tak to właśnie Boży głos.
Abraham też miał taką sytuację. Bóg mu dał trudne, dziwne, niedorzeczne zadanie: złożyć swojego syna na ofiarę. To się raczej nie mieści w głowie. I na pewno nie mieściłoby się jego żonie, jego domownikom i innym ludziom. Mi w sumie też. Ale Abraham wiedział, że tego chce od niego BÓG. I że musi to zrobić. Nic tu nie da radzenie się innych. Wiedział, że właśnie TAK a nie inaczej ma zrobić. Myślę, że dzisiaj pewnie gdybyśmy się dowiedzieli od Abrahama to mówilibyśmy Mu, ze to na pewno nie Duch Święty mu to objawił, przecież w Biblii jest napisane "nie zabijaj", przecież na pewno Bóg nie prowadziłby tak, że dałby mu syna, bo go obiecał i nagle nie kazałby mu go złożyć w ofierze. Przecież Bóg jest miłością, przecież Bóg nie zmienia się nagle.... itp.,,, itd.... logiczne prawda?
Czy masz dzisiaj coś, co Bóg ma specjalnie dla Ciebie. Coś co wiesz, że ON chce, żebyś robił. Coś co wiesz, że to jest dla Ciebie właśnie? Jeśli nie szukasz tego na co dzień to dużo tracisz...
Opowiadaliśmy dziś dzieciom o tym jak Bóg nas prowadził do tej pory. Jak wyrwał nas z pustej religijności. Jak pokazał co to znaczy modlić się, jak czekać na Niego. Jak dawał nam ludzi, z którymi mogliśmy się modlić, jak rozpalał nasze serca w końcu, by służyć innym (przecież dlatego powstało nasze stowarzyszenie Soteria)... jak nadal pokazuje nam wiele rzeczy, pokazuje nam, że często nasze życie z NIM to wiele tradycji, przyzwyczajeń, a mało kochania Go, czczenia, życia na maxa, autentycznie.
W końcu rozmawialiśmy o tym, że czekamy na to gdzie Pan Bóg nas zaprowadzi, ale chcemy tak na serio żyć z NIM codziennie, nie od święta do święta, od nabożeństwa do nabożeństwa. Nie chcemy mówić, że "tak, tak, trzeba innym mówić o Jezusie" i czasem, raz na miesiąc powiedzieć kilka zdań pani w sklepie, a potem cieszyć się, że miało się takie extra doświadczenie. Chcemy, żeby Bóg był naszym życiem, codziennością, powszednim chlebem....
To był dobry czas. Chcemy takich więcej. Chcemy służyć Bogu nie ustami, ale życiem. Całym bez wyjątków. Czekamy na Ciebie Boże. Gdzie nas zaprowadzisz. Chcemy się uczyć od Ciebie samego, gdzie iść, komu mówić, co mówić, jak mówić, kiedy mówić o Tobie, o tym, że jesteś sensem życia. Mojego życia, nie kogoś tam, nie apostołów z Biblii, ale sensem mojego, własnego życia. I nie dlatego, że to właściwe i że tak trzeba, ale dlatego, że inaczej nie mogę, że TY naprawdę wprowadzasz ład, porządek, nadzieję, wolność, ufność, luz, szczęście, rozwój, sens..... ach... wszystko co najlepsze do mojego życia. Czekamy na Ciebie Panie.







wtorek, 6 grudnia 2011

ruchliwość :)

Kaliś coraz żywszy. Coraz bardziej macha rękami, coraz bardziej chce wszystko widzieć i siedzieć na kolanach, przy stole z wszystkimi :) Ciekawska i obdarzająca uśmiechem gdy do niej podchodzisz... ach... fajna dziewczynka cóż.... :) A to kilka wczorajszych fotek właśnie przy stole :)











czwartek, 1 grudnia 2011

prawdziwe czy prawdziwawe?

Badaj mnie Boże, sprawdzaj czy moje serce nie idzie drogą zagłady. Prowadź mnie drogą odwieczną. Widzę, że w życiu jest tyle nieporozumień :( Twoje zachowanie z zewnątrz wygląda inaczej - ktoś interpretuje je inaczej....
.... Boże ucz mnie być miłą dla otoczenia, ucz mnie uśmiechu, otwartości.... dzielenia się, dawania... cierpliwości, gotowości, by służyć.....
.... Panie gdzie mnie prowadzisz? Przepraszam, że czasem tak nieudolnie idę Twoją drogą. Wiem, Panie, że TY mnie prowadzisz, wiem to! Proszę daj oczy szeroko otwarte, uszy szeroko otwarte, serce otwarte, rozum otwarty na Twoją mądrość.....
.... zabieraj moje "ja"....  moje interpretacje.....
Chcę, żeby moje życie było Prawdziwe! Pełne prawdy znaczy, a nie Prawdziwawe.......
Panie, gdzie jestem? Pokazuj!!



środa, 30 listopada 2011

pół roczku :)

Dzisiaj Kalinka skończyła pół roku. Można składać życzenia :)
Niestety nocki są dla mnie wyczerpujące. Na początku Kalinka potrafiła się obudzić nawet o 5 rano pierwszy raz. Teraz to jest 1, potem 3 potem 5 itd... różnie. Czasem uda się, że wstaję 2 razy, ale 3 razy to standard.... uch... nie wiem dlaczego tak jest... no ale jest....
Następna ciekawostka to fakt, iż Kalinka za nic nie chce używać butelki. Chcę jej dawać soczki, ale ona nie chce ssać z butelki.... a łyżeczką... to lepiej nie pytać jak wygląda dawanie soczku łyżeczką.... masakra i bezsens.. Wczoraj może wypiła z 5 łyżeczek soczku marchewkowego....
Kaliś przewraca się w prawo i w lewo z plecków na brzuszek. Przekręca się wokół siebie na kocyku. Je już różne dania. Robię różne rodzaje zupek, by miała urozmaiconą dietę, ale trudno jej trafić w smak. Już kombinuję, a ona i tak się otrząsa jak spróbuje. No więc jeśli nie smakuje, to idę po jabłko, wcieram, mieszam i zajada na całego. Taka wersja jej zawsze smakuje. Na szczęście jeśli chodzi o owoce i kaszki to uwielbia. Gotuję jej ciemny ryż, kaszę jaglaną, płatki owsiane i zmiksowane podaję z owocami. Wczoraj na kolację zjadła płatki owsiane z suszoną śliwką. Ale jej smakowało... mmm... mi też ;)
Moje starsze dzieciaki zawsze się oblizują i pytają czy mogę kupić im jakiś deserek Gerbera, bo to jest takie pyszne. :)
Spanie Kalinki w dzień zdarza się kilkakrotnie - ale po 45-60 minut. Czasem - ale to się rzadko zdarza - śpi 2 godziny. Tak więc za dużo sobie nie odpoczniesz - osobiście wolałabym, gdyby spała 2 razy po 2 godziny... ale marudzę, co? :p tak to jest... Coraz częściej moja córcia piszczy jak leży na kocyku, bo chce być noszona, siedzieć i wszystko widzieć.... jakoś zaczęła się szybko nudzić gdy jest w pozycji leżącej. Jak się kładzie ją na plecy to momentalnie przekręca się na brzuch.
Wczoraj moja trójka dzieci bawiła się w plucie. Kalina powtarzała po Jagodzie i Szymonie i nawzajem tak sobie pluli i robili "brrrrrrr" "prrrrrrr" itd.... Jaga i Szym prawie się pokładali ze śmiechu, a Kalinka była w pełni zwarta i gotowa, żeby pluć.... :)


wtorek, 29 listopada 2011

Jego porządeczek :)

Udało mi się dziś wstać wcześnie. Fajnie, bo byliśmy gotowi na czas i chłopaki zdążyli na zbiórkę przed wyjazdem na basen - muszą być w szkole o 7.40. Człowiek jedzie do szkoły, a słońce co dopiero wstało.... wraca ze szkoły - już ciemno... ech zima....
Wczoraj były buty w moim przedpokoju :) Co to znaczy? Kościół był - tak....
....Zwykle musimy mieć przygotowane wszystko na wspólnym spotkaniu z Bogiem od A do Z. Myślę, że gdy tak mocno trzymamy się planu, to gubimy gdzieś Boga. Bo gdzież Jego plan? Jego miejsce, Jego działanie? Przecież On jest suwerenny i wie co chce robić. Słyszałam kiedyś gdzieś o kimś kto był tak przyzwyczajony do grafiku nabo i do godziny rozpoczęcia, że gdy ludzie zmienili godzinę nabo, żeby było łatwiej dojechać innym, to on nadal przychodził na poprzednią godzinę - odliczał czas i wychodził zanim się skończyło, bo przecież kiedyś kończyło się wcześniej..... Wiem, wiem, to już przykład przegięcia.... ale czasem przeginamy... nawet o tym nie wiedząc.
Ostatnio w sobotę przyszliśmy na nabo nie wiedząc co będziemy robić. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy duuużo modlitwy i z takim nastawieniem przyszliśmy. Rano mój mąż otworzył Biblię na księdze Izajasza, 58 rozdziale... i aż stwierdził....."no, nie, ja nie wierzę, że Pan Bóg daje odpowiedzi tak zaraz jak się otworzy Biblię gdziekolwiek".... ale Pan Bóg tak zrobił :) Dotknął mojego męża tym co było napisane na temat postu. Potem studiowaliśmy to na nabo - Duch Święty dotykał ludzi.... zresztą robił to do wczoraj nawet, bo wczoraj na spotkaniu podzieliliśmy się tym z innymi osobami i one też miały o czym myśleć.... Duch Święty pobudził ludzi do różnych decyzji, do działań.....
Wczoraj też nie było planu na spotkaniu... a Duch Boży poruszał serca i zajmował się tym co chciał.
Zwykle wszystko lubimy mieć zaplanowane. Dajmy Bogu miejsce na Jego plany w naszym życiu, Jego plany podczas modlitwy, Jego plany podczas nabo.... Często Duch Święty planuje już w tygodniu co będziemy robić na nabo i tym nas porusza.... Warto się przygotować do studium, szukać..... ale chyba nie to jest problemem.... i nie grozi nam brak przygotowywania programu nabożeństwa. Zbyt mało szukamy Boga tam gdzie jest, zbyt mało dajemy Jemu planować, prowadzić nabo, prowadzić modlitwę.... Warto zacząć wspólną modlitwę bez intencji.... wtedy Bóg daje na serce intencje i niezwykłe rzeczy się dzieją....
Bóg jest Bogiem porządku. Ale nie naszego. Bóg ma swój porządek. Spróbujmy Go posłuchać i iść za NIM. Może czasem warto nic nie przygotować i pytać Boga, czekać na Jego działanie w modlitwie, ciszy... słuchać....



sobota, 26 listopada 2011

ewolucja czesanki do kulki filcowej

Uwielbiam nowe wyzwania.... szczególnie jak to coś co lubię.... wiem, wiem, to brzmi jakby nie wiem co się stało ;) Dzisiaj koleżanka dała nam pierwszą lekcję filcowania. Ot bierzesz czesankę, ciągniesz ją, robisz nie za mocny supeł, potem układasz w kulkę i zaczynasz wkłuwać się w to taką specjalną igłą z takimi malusienieczkimi haczykami na trzonie. No i przez to, że to wkłuwasz się w tę kulkę, czesanka się układa w filcową kulkę, bo się miesza i robi się taki kołtun.....yyyy chyba nie mogłabym robić instrukcji obsługi..... ;)
W każdym razie bardzo fajne zajęcie. Byłam podekscytowana, bo zrobiłam pierwszą w swoim życiu kulkę filcową i normalnie mogę sobie zrobić korale! Ale fajosko :) Miłe zajęcie naprawdę. Rozumiem po co zbierały się gospodynie w dawnych czasach i razem szydełkowały - a przy tym wielkie gadanie, miłe spędzanie czasu.... Czadzik.
Jadźka była zafascynowana - widać to po mince :) Polecam - miłe....
no to tyle :)




wtorek, 22 listopada 2011

Kalisiowe przewracanki

Chciałam ogłosić wszem i wobec, że Kalinka SAMA przewraca się z pleców na brzuszek :) Wczoraj już wystarczyło tylko ją delikatnie popchnąć, a dzisiaj już sama to zrobiła (dwukrotnie ;) Ale jestem happy. Silna dziewczynka. Chwała Bogu, że po tym, jak miała za słabe napięcie mięśniowe teraz tak pięknie się rozwija. :)
Na dowód tego filmik :)



poniedziałek, 21 listopada 2011

małe projekciki z miłością na maxa

Nowy dzień. Nowy tydzień. Chcę podejmować dobre kroki. Chcę wyrzucić lenistwo za okno :) Świadomie, bezpardonowo, z Jezusem, z Jego mocą! I wiem, że ją już dał. Zwykłe obowiązki, czysta chałupka, obiadek.... to normalność.... ale i nowe, jakieś małe projekciki - takie najpierw domowe, potem większe, potem wielkie.... od małego do dużego. I wiem, że Bóg to we mnie będzie rozwijał.......
.... tęsknię już za wieczorem - znowu będzie wiele butów w korytarzu.... wiecie, takich w nieładzie.... znaczy kościół będzie :) serce do serca, dusza do duszy i to wszystko, bo BÓG jest wielki i łamie to co złe, uwalnia od łańcuchów, odnawia, daje nadzieję, kocha na maxa, daje łaskę, dobroć, przyjaźń, ciepło....
Iza pozdrawiam cieplutko :*


niedziela, 20 listopada 2011

esencja

Przyjechałam z Zakościela. Powiem po prostu, że to był niesamowity czas. Naprawdę! Bóg obecny namacalnie wręcz. Esencja - weekend tylko dla kobiet. Były kobiety. Spragnione Boga. Spragnione wspólnoty, modlitwy, wielbienia Boga. Tego co ważne w życiu. Nie cieszące się substytutami chrześcijaństwa, ale szukające relacji z NIM i z drugim człowiekiem.
Pięknie było oglądać owoce ostatniej esencji. Opowiadałyśmy z dziewczynami o naszej grupie modlitewnej-wstawienniczej. Opowiadałyśmy wtedy o naszych doświadczeniach, o tym, że Bóg dokonuje zmian, zmienia rzeczywistość, wszystko gdy walczymy o kogoś w modlitwie. Okazało się, że dziewczyny, które były w tamtym roku zapragnęły też stworzyć taką grupę. I stworzyły, w zasadzie zaraz po pierwszym weekendzie dla kobiet. Doświadczają niesamowitych rzeczy, otwierają się przed sobą, BÓG uwalnia, zmienia.... Są sobie bliższe niż kiedykolwiek, nawiązały ze sobą relację.... Bóg działa. Chwała MU!
Podczas tej esencji była niesamowita atmosfera intymności. Bóg otwierał serca kobiet, które opowiadały trudne doświadczenia ze swojego życia, dzieliły się zranieniami i tym, jak Bóg zwyciężył wszystko w ich życiu. Zaczęło się od jednej dziewczyny, która opowiedziała historię swojego nawrócenia, tego jak Bóg wyprowadził ją z "błota" i uczynił z niej "swoją księżniczkę" - w zasadzie to tak traktował ją od początku... (i właśnie to kocham w Bogu - jego miłość do mnie nie zależy od tego co robię, w jakim bagnie jestem. On przychodzi i kocha.) Po tym doświadczeniu wychodziły inne kobiety. Opowiadały różne historie dzieliły się problemami, prosiły o modlitwę. Niesamowite było to, że to było takie naturalne, bo zaraz po prośbie wszystkie się modliłyśmy o te problemy, wstawiałyśmy się przed Bogiem. Potem następne osoby. I następne. W końcu stwierdziłyśmy, że nasze plany z warsztatami z decoupageu i z filcowania są w ogóle nieważne. Co z tego, że były w programie. To Bóg układał plan i zaplanował czas modlitwy, walki duchowej, wstawiania się za sobą nawzajem, uwielbiania Go. Chwała MU za to! Tak dobrze iść za tym co mówi. Tak dobry jest JEGO porządek nabożeństwa. Uwielbiam czas w Zakościelu, bo tam nabożeństwo zaczyna się w piątek i kończy w niedzielę.
... Podczas uwielbienia, które prowadziłam z koleżanką był taki czas, gdzie Bóg sam układał kolejność piosenek. W zasadzie pierwszy raz było tak, że piosenki były zupełnie inne niż zaplanowałyśmy. Ludzie mówili doświadczenia i Duch Swięty przychodził z pieśnią. Przychodził też z obrazem. (Mój mąż robił prezentacje w propresenterze - wyświetlał tekst pieśni i do tego dobierał animacje - uwielbienie poprzez obraz. Kiedy widzisz obraz i słowa, które się wzajemnie uzupełniają, to to daje zwielokrotnione uwielbienie :) Pracuje więcej zmysłów, chłoniesz Boga nie tylko poprzez muzykę, którą słyszysz, tekst, który śpiewasz, ale dochodzi obraz, który widzisz. Chwała Bogu za to, jak Duch Święty poruszał mojego Piotra i jak przez niego mówił do nas, do mnie obrazem.)


Kalinka z tatusiem przy worshipVJ (Kaliś już drugi raz w Zakościelu)

Mój syn uwielbia Zakościele, Nie chciał wyjeżdżać. Tym razem był operatorem świateł i  WVJ-em :)


Wieczorem, tak jak ostatnio był wieczór spa... Super relaksujący czas dla kobitek. Masaż, wszystko z twarzą (pilingi, maseczki, maski, kremy.... jedna dziewczyna robiła prezentację naturalnych kosmetyków) fryzjer, parafina rąk, masaż stóp, sauna i to wszystko w ciepłej, przyjaznej atmosferze.... kurcze - to co babki lubią najbardziej ;) Skorzystałam a jakże. Twarz gładziutka po pilingach, odżywiona po maseczkach, ręce wygładzone, plecy i szyja rozluźnione, włosy podcięte - Anka tchnęła w nie życie (buziaki Ania - super)... ach.... Moja Jagódka też korzystała - moja mała kobietka.

Jednym słowem - kobity przyjeżdżajcie na następną esencję, bo warto, bo Bóg jest wielki i działa, bo sobie nawzajem usługujemy.....
... a tak w ogóle, to jeśli chcecie by zrobić takie spotkanie u Was w mieście, u was we wspólnocie, w zborze, wśród przyjaciółek to dajcie znać. Przyjedziemy i poprowadzimy! polecam

wtorek, 15 listopada 2011

XXI wiek

Ostatnio dotarło po raz kolejny do mnie, że kościół tworzysz ty, tworzę ja. Ludzie, nie budynki i nabożeństwa. Ostatnio byłam w kościele na facebooku :) Tak! Po prostu rozmawiałam z koleżanką na czacie i Bóg dotykał naszych serc. Zmieniał rzeczywistość, pokazywał grzech, dawał miłość. "Gdzie dwóch lub trzech spotyka się w imieniu Moim... tam Ja jestem pośród nich"
Wczoraj modliliśmy się z przyjaciółmi przy stole, przy herbacie. Bóg był obecny. Działał, zmieniał serca, nastawienia, nawet uzdrawiał - synek mojej koleżanki przyjechał do nas z temperaturą (powyżej 38) i podczas modlitwy o zdrowie dla niego temperatura nagle zaczęła spadać i spadła do 36,9!! .....
...."Nadejdzie czas gdzie już nie będziecie się spotykać na tej górze albo na tamtej (czytaj w miejscach kultu), ale prawdziwi czciciele Boga będą Mu oddawać cześć w duchu i w prawdzie.." Nieważne gdzie, ważne po co!
Myślę, że wielu ludzi w naszych czasach ma dość kościołów. Właśnie przez to, że źle się im kojarzą, przez to, że kościoły często nakładają jarzma, które ciężko nosić. Ludzie nie chcą przyjść do kościoła. Ale to właśnie kościół ma przyjść do nich. Pamiętacie filmik o królikach i słoniach? Nie zapraszasz ludzi do kościoła tylko tworzysz z nimi kościół tam gdzie oni są.
Taki kościół jest mi bliski. Zauważyliście, że czasem zapraszamy ludzi do kościoła, zapraszamy, a oni nie chcą i nie chcą..... Mów im o Bogu tam gdzie są. Niepotrzebna jest świątynia, żeby mówić o Bogu, żeby mieć nabożeństwo, niepotrzebne są mury i kazalnica.... Możecie to zrobić przy herbacie w domu, w ciepłej atmosferze....
Często myślimy, że nabożeństwo w dzień sabatu to coś co musi wyglądać w odpowiedni sposób, musisz się odświętnie ubrać, odbyć jakąś liturgię... I gdy to jest z sercem robione to nie ma nic w tym złego.... Ale myślę, że to nie jest sednem życia chrześcijańskiego. To nie jest cel, dla którego rozmawiamy z ludźmi o Bogu - co by tu zrobić, żeby przyszedł na nabożeństwo. Wtedy czujemy się spełnieni, bo w końcu przyszedł na nabożeństwo. Gdzieś w głowach mamy to, że gdy ktoś chodzi na nabo, to już jest z nim dobrze, to już jest blisko nawrócenia...... Myślę tu oczywiście o tradycyjnym nabożeństwie co tydzień, w święto.
Kościół jest codziennie. Codziennie spotykasz ludzi. Codziennie z nimi rozmawiasz. Cudnie jest gdy możesz spotkać się z ludźmi i razem modlić się, studiować Biblię, rozmawiać o sobie...o ważnych rzeczach. Razem jeść potem, dzielić życie. Dla mnie to jest nabożeństwem. Właśnie usługiwanie sobie modlitwą, wielbienie Boga w modlitwie, pieśni....Słowie Bożym. Dla mnie takie nabożeństwo jest w poniedziałek, środę, piątek, sobotę.... dzień nieważny. Ważne to po co się spotykasz. Sobota? Bóg ją dał, byś wspominał Stworzyciela, wyjście z niewoli grzechu, Boże zwycięstwo. Chętnie spotykam się w sobotę, wiem, że Bóg ma szczególne błogosławieństwo - sam to powiedział. Ale tak samo jak w inny dzień tak i w sobotę modlę się, czytam Biblię i rozmawiam o tym co ważne.
Ludzie potrzebują wspólnoty, spotkania w gronie przyjaciół przy modlitwie, Słowie Bożym, wspieraniu się nawzajem, opowiadaniu o sobie, dzieleniu się sobą. Nie chcę innych nabożeństw. Nie chcę innych nabożeństw.....




Nie ciągnij więc ludzi na nabożeństwo, ciągnij ich do Boga, do ludzi, którzy spotykają się i modlą razem dla modlitwy, rozmowy, bycia ze sobą.... Daj im kościół - bo Ty jesteś kościołem "Czy nie wiecie, Duch Boży mieszka w Was, a wasze ciała są świątynią Ducha Świętego? Wysławiajcie więc Boga w ciele waszym" (parafraza). To jest kościół XXI wieku.

niedziela, 13 listopada 2011

łatwiej z obcymi?

Dlaczego tak jest, że często jest łatwiej modlić się o osoby, które nie znamy, albo po prostu o naszych znajomych niż o osoby z naszej rodziny? O tak choćby żona za męża... za dzieci....? Myślę teraz akurat o modlitwie o uzdrowienie....
... byłam w Zakościelu na seminarium na temat uzdrawiania. Naprawdę dobry i błogosławiony czas - pisałam o tym wcześniej. Wiem, że mamy się modlić o siebie nawzajem, gdy ktoś zachoruje. Często jednak tylko rozmawiamy o tym. U mnie w domu np. często zdarza się ból głowy.... chyba tylko dwa razy modliłam się, nakładałam ręce... Człowiek chyba myśli, że to takie codzienne, że bez sensu  w to angażować Boga? A może boi się porażek? Tyle, że o tym się już uczyłam. Nieważne porażki, bo ich nie ma. Jeśli prosisz Boga w modlitwie, to On ją wysłuchuje - po prostu. A więc Twoja modlitwa nie jest w próżnię. A więc nie ma porażek. Bóg wie kiedy i jak odpowiedzieć. Wiem, to niełatwy temat. Ale wiem, że wiele razy modlitwa moja o uzdrowienie była po prostu modlitwą, bez wielkiego namaszczenia i Bóg działał cuda, przychodziło uzdrowienie. Było też tak, że modlitwa była żarliwa i Bóg też uzdrawiał. Ale bywało też, że nic się nie działo mimo żarliwości i bez żarliwości..... myślę więc, że zbyt wiele skupiamy się w modlitwie na naszej wierze, żarliwości lub jej braku, a zbyt mało skupiamy na NIM i dajemy Mu prawo do suwerenności.
W ten weekend, w piątek wieczorem Jagodę złapała gorączka - niewielka, ale zawsze coś 37,5 - zaczyna się choroba. Bolało ją gardło.... Dostała jakieś proste leki przeziębieniowe. Jednak po głowie chodziła mi myśl, że powinniśmy rodzinką nałożyć na nią ręce i modlić się o nią o zdrowie.... hmmmmm....
....potem sprawa mojego męża. Od kilku dni boli go łokieć, spuchła mu ręka. Czekamy kiedy pójdzie do lekarza.... narzekamy.... a mi znowu myśli przychodzą, że nic nie robię, a przecież trzeba się modlić.... no i myśli, że powinniśmy z dzieciakami modlić się o zdrowie dla ręki.....
... o Jagodę pomodliłam się sama wieczorem. Przy kolacji wzięłam ją za rękę i modliłam się o jej zdrowie, potem wieczorem... Rano Jadzia obudziła się bez gorączki i w dzień też jej nie miała. Wieczorem miała 37,0. Modliłam się znowu o nią. Dzisiaj nie miała gorączki wcale i gardło prawie ją nie boli.
.... o Piotrka też modliłam się wieczorem. Ukradkiem położyłam rękę na jego łokciu i modliłam się, by Bóg wypełniał to miejsce, by leczył. Przynajmniej tyle już się odważyłam, że nie robiłam tego jak Piotrek spał, ale głośno kiedy nie spał :) Dzisiaj z ręką jest lepiej... jeszcze niezupełnie, ale lepiej...
Wiem, że to samo nie znikło. Wiem, że Bóg leczy, że to Jego działanie...
Będę się dalej modlić o rękę i zdrowie Jagody. Chcę to robić coraz śmielej.... kurcze. Szatan potrafi nas zawstydzać, różne uczucia nam głupie daje.... Nie mogę się temu poddawać.
Dzięki Ci Panie za zdrowie Jagody i za poprawę u Piotrka. Proszę o więcej, więcej, więcej Ciebie dla każdego z nas.......



sobota, 12 listopada 2011

O Jezu!

Ostatnio dostał mi się w ręce "duży katechizm" Marcina Lutra. Bardzo proste wytłumaczenie przykazań. Zatrzymałam się przy przykazaniu III (wg numeracji biblijnej) "Nie będziesz nadużywał imienia Pana Boga twego nadaremno". Co to przykazanie oznacza? Uczona byłam, że nie wolno mówić "O Jezu!"... Luter pogłębia to przykazanie. "Naduż ywac imienia Boż ego znaczy nazywac Boga Panem dla kłamstwa lub w innym niegodziwym celu, w jakikolwiek sposób by się to działo. Dlatego tak mocno przykazano, aby imienia Boż ego fałszywie nie wymawiać wzglednie brac je do ust, jeśli serce dotorze wie lub powinno wiedzieć, że rzeczy mają się inaczej — jak w sądzie między tymi, którzy składają przysięgę, a jedna strona łż e przeciwko drugiej. Imienia Boż ego bowiem nie moż na gorzej nadu żywać, aniż eli uż ywajac go w celu okłamywania i oszustwa. Niech to bedzie prostym i najłatwiejszym objaśnieniem treści, tego przykazania." Jeśli więc nie podoba Ci się co ktoś robi i mówisz, że Pan Bóg tego sobie nie życzy - nadużywasz imienia Bożego (oczywiście gdy faktycznie Bóg tego nie mówi), jeśli kłamiesz i mówisz, że Bóg mi świadkiem, to też przestępujesz to przykazanie. Jeśli robisz nabożeństwo a tylko chcesz dobrze wypaść i pokazać się przed innymi to też nadużywasz Tego Imienia. Jeśli modlisz się przed śniadaniem i szybko wypowiadasz pewne formułki, a myślisz, żeby szybko zjeść - to też wzywasz imię Boga nadaremno....
Przypomina mi się to co Pan Jezus mówił o ludziach, którzy mówią "Panie, Panie...." ten, który mówi Panie, Panie, a nie jest przy sercu Boga, mimo tego, że robi rzeczy, które są "chrześcijańskie", a tak naprawdę jest daleko od Boga, to nadużywa Jego imienia do rzeczy podszywających się pod Jego sprawy.... Jezus powiedział do takich "Nie znam Was.."

środa, 9 listopada 2011

napięcie mięśniowe :)

Oj... długo mnie ostatnio nie było.... Powód? Szybki czas, który pędzi niemiłosiernie.... a poza tym miałam post od internetu - a głównie od facebooka... Niestety, ale był czas, że co miałam chwilkę wolną (czyli nie zajmowałam się Kaliną) to wchodziłam na fb, żeby zobaczyć co słychać, ile zdobyłam like`ów ;) ile moich znajomych odpowiedziało mi na coś... masakra.... I o chwilę traciłam czas, nic w zasadzie w domu nie robiąc, albo zdawkowo coś, co już musiał być zrobione....
.... a to wpływało również na to, że nie było miejsca na mój osobisty kontakt z Panem Bogiem. Wiecie - laptopa można zabrać również do łóżka....
... nadal uważam fb za fajne miejsce gdzie możesz dzielić się sobą.... ale muszę złapać dystans.... podobno każdy kiedyś przez to przechodził - prawda to?

Ale teraz ważniejsze sprawy. Kalinka ma dobre napięcie mięśniowe!!!!!!!!!! Hip Hip Hurrraaaaa!!!! Nie muszę z nią iść na żadną rehabilitację, nie muszę ganiać po neurologach. Ładnie podnosi się, pani doktór powiedziała, że wszystko jest ok. Kalisia spędza w zasadzie cały czas na kocyku na podłodze. Leży to na brzuszku, to na pleckach i chyba dobrze jej to robi. Leżaczek poszedł w odstawkę - tylko kiedy jest dużo gości w domu, to ją tam kładę, żeby jej nikt nie zadeptał ;)
Ostatnio dziecko zaczęło tak wierzgać na przewijaku, że trzeba już bardzo uważać i na pewno nie można jej zostawić samej...



Kalinka zaczęła też jeść pierwsze zupki i owocki.... Zupy smakują jej jako tako, ale za to ma swój ulubiony deserek gerberek - jabłka z jagodami. Uwielbia to!!! Mlaska przy tym i jest cała happy. Wprowadziłam jej inne jedzonko, bo zaczęła mi w nocy się budzić co 2, 3 godziny. Bieda - nie mogę się wyspać. Myślę, że ona po prostu jest głodna i nie starcza jej sam "cycuś". Teraz czekam na butelkę, którą zamówiłam na spółę z koleżanką w necie i jak już ją będę miała, to zrobię jej pierwszą kaszkę ryżową (z brązowego ryżu Uncle Ben`s) z banankiem, albo właśnie z deserkiem jabłko z jagodą, żeby ją zachęcić. Mam nadzieję, że jakoś przyzwyczai się do picia i jedzenia z butli - miło byłoby dawać jej na dobranoc butlę kaszki - może wtedy lepiej by spała?



Ząbkowanie trwa. Kaliś ma już dwa ząbki - dwie dolne jedyneczki. Ostatnia przedarła się kilka dni temu. Córcia teraz rzuca się na wszystko, by tylko to wziąć do buzi i wbić tam swoje ząbki :)

I tak lecą dni. Ostatnio była u mnie moja siostrzyczka, która jest już w piątym miesiącu ciąży :)))))) Coś tam widać już troszkę po niej - choć jest tak szczupła, że jak ktoś nie wie, to nigdy się nie zorientuje, że to lekkie zaokrąglenie to brzuszek ciążowy ;) Wreszcie zostanę prawdziwą ciocią :) To niesamowite, kurcze :) Jeszcze nie wiadomo czy Kalinka będzie miała kuzyna czy kuzynkę - tak po cichutku liczymy na kuzynkę :)

Dzisiaj zamierzam poprasować trochę, poodkurzać w chacie, oczywiście zrobić jakiś obiadek... Zobaczymy co przyniesie dzień....

poniedziałek, 24 października 2011

praca na dwa etaty








Ostatnio stwierdziłam, że kiedy KALINKĘ odłożę do łóżeczka, po kąpaniu - to to jest właśnie koniec mojej pracy. W sumie w nocy też trochę pracuję (w sumie lekko, ale zawsze trzeba wstać - chociaż ostatnio Kalina wstaje po kilka razy w nocy). Powiem szczerze, że już nie czuję się niepracująca...Uświadomiłam sobie, że pracuję cały dzień. Odwożę i przywożę dzieci, wożę je do muzycznej i z muzycznej. Gotuję obiady, sprzątam chatę, prasuję..... robię zakupy. Trochę tego jest. Dopilnowuję dzieci przy lekcjach, przy ćwiczeniu....
... a od zeszłego piątku mam zajęcia z dzieciakami w przedszkolu w Czarnym Lesie. Ot pół godzinki i już. Ale zawsze jakaś kaska na zakupy :)
To taka chwilka na wpis posta.... pozdrawiam....chyba Kaliś się obudziła....

środa, 19 października 2011

kimanie....

Znów muszę zacząć walczyć ze spóźnianiem się. Zaczyna się rano, kiedy dzwoni budzik. Nie umiem wstać od razu, muszę włączyć drzemkę.... (kto to wymyślił?) No i tak włączam ją co chwilę.... w rezultacie wstaję 20 minut później. No i problem w tym, że dzieciakom nie wystarcza czasu, by przygotować się do szkoły. Jagoda zwykle za późno kończy myć zęby, ma niespakowane kanapki..... wszystko szybko, szybko.... powinnam więc wstać tak jak dzwoni budzik 7.40 i od razu obudzić dzieciaki...
Druga sprawa to wychodzenie z domu, by być o czasie po dzieci przed szkołą. Zwykle bywałam 10 minut później. Tu muszę się pochwalić, że od trzech dni udaje mi się być na czas. Dzieci wychodzą ze szkoły, a ja grzecznie czekam w samochodzie :) Ostatnio niestety spóźniłam się jak Jagoda miała się zwolnić z lekcji angielskiego, by pojechać wyjątkowo wcześniej na fortepian. Mamy nie było, więc nauczycielka kazała jej iść do klasy. Jagoda ze łzami w oczach siedziała, a jak po nią przyszłam to się popłakała. Mówiła, że się bardzo martwiła, że mnie nie ma. Ale mi było głupio :( Wtedy to sobie właśnie obiecałam, że to zmienię.
... no ale jutro przynajmniej jeden dzień, gdzie nie musi mnie budzić budzik. Dzieciaki mają na 11 dopiero. Więc można spokojnie pospać - mam nadzieję, że Kaliś pośpi ładnie - chciałabym do 7.45 :)
Zobaczymy jak uda mi się w piątek wstać.....


fitness

Moja córcia od przedwczoraj robi dziwne minki. Ssie swoją dolną wargę, przy czym wygląda jakby była staruszką, która wyjęła sobie sztuczną szczękę. No i dzisiaj rano pomasowałam jej dziąsełka.... a tutaj...????!!!???? Ząbek :)))) Pierwszy piękny ząbek przedarł się przez dziąsełko. Fajnie :) Dzidzia rośnie.
Ostatnio dowiedziałam się, że Kaliś ma słabo napięte mięśnie. Jeżeli nadal będzie tak słabo (a pediatra sprawdzi to 3 listopada) to pewnie będzie skierowanie na rehabilitację i do neurologa... W każdym razie mamy ćwiczyć jak najwięcej na brzuchu, mam pomagać jej przekręcać się, pobudzać do ruszania i pracy mięśni. Myślę sobie, że te wszystkie udogodnienia nowoczesne czasem mają swoje minusy, Myślę tu o leżaczku. Wygodne to jak cholerka, bo dziecko sobie leży wygodnie na pleckach, w pozycji półleżącej, wszystko widzi..... ale niestety też nie musi się ruszać. No i jak sobie popatrzyłam wstecz, to Kalinka większość dnia spędzała na takim leżaczku...... jak więc miała wykształcić sobie napięcie mięśniowe? No właśnie.








Teraz leżaczek to ostateczność, a rozłożyłyśmy sobie przy łóżeczku kołderkę na podłodze i ćwiczymy. Jak najwięcej. Już widzę lekkie postępy. Ufam Bogu, bo oddaję Mu Kalinkę codziennie i codziennie proszę Boga o rozwój jej mięśni. Mam przed oczami starą historię z Biblii o Danielu, który zdecydował się nie jeść przez 10 dni dań ze stołu królewskiego w Babilonie. Po tym czasie wygląd ich świadczył o wielkim zdrowiu i tężyźnie fizycznej. Wiem, że to dlatego, że im Bóg błogosławił - niektórzy mówią, że to ta dieta uczyniła taką różnicę - byli 10 razy mądrzejsi i zdrowsi. Wiem, że ta dieta była zdrowa, ale to Bóg uczynił takie zmiany. Nikt przez 10 dni nie stanie się niesamowicie tęgi fizycznie i umysłowo - chyba, że Bóg w to zaingeruje. Ale dochodząc do sedna - Proszę Boga, żeby pobłogosławił Kalince przy tych ćwiczeniach przez 3 tygodnie jak Danielowi przez 10 dni i żeby była wielka różnica w jej napięciu mięśni. Tak, by nie musiała iść na żadną rehabilitację. Niech tak się stanie. Amen :)))

poniedziałek, 17 października 2011

zako

Byłam w Zakościelu na warsztatach na temat uzdrawiania. Niesamowite spotkanie. Naprawdę. Nigdy do tej pory nie widziałam tylu ludzi (ok.70) głodnych Boga działającego jak w Dziejach Apostolskich.
I w zasadzie spotkanie nie było wyrwaniem z kontekstu tylko uzdrawiania. To było o uczniostwie, o tym co Jezus polecił robić swoim uczniom. Czyż nie polecił im iść i uzdrawiać chorych, wyganiać demony i mówić, że przybliżyło się Królestwo Niebios. Skoro mamy naśladować życie Jezusa, to w sumie nie trudno przypomnieć sobie ile Jezus uzdrawiał. A pamiętacie Dzieje Apostolskie? Tam dopiero się działo jak ludzie zostali ochrzczeni Duchem Świętym.
.... a jak wygląda dzisiejsze chrześcijaństwo? Hmmm.... jakoś nijak. Teoria, teoria, teoria, dyskusja, dyskusja, dyskusja..... Praktyki mało, albo wcale.
Podobało mi się porównanie chrześcijaństwa do diety. Jeśli stosujesz w życiu jakąś dietę przez np. miesiąc to masz oczyszczony organizm. Ale jeśli wrócisz po tym czasie do starego trybu życia, to okazuje się, że dieta niewiele pomogła. Chodzi o to, by zmienić styl życia, by dieta stała się sposobem życia. Wtedy to ma sens i korzystasz z wszelkich dobrodziejstw zdrowego odżywiania. A jak chrześcijaństwo? Czyż nie jest dietą cud robienie raz na jakiś czas ewangelizacji? Akcje. Chrześcijaństwo to styl życia, ewangelizacja dzieje się na co dzień, cały czas. Bo przecież Ty jesteś kościołem. Duch Boży mieszka w Tobie.
Często mówimy, że służbę uzdrawiania, jakieś inne służby mogą robić ludzie, którzy są już dojrzali duchowo, którzy już są poukładani, mało grzeszą itd.... A Jezus wysłał swoich 12-stu, wyposażył ich w moc i władzę. Oni szli i uzdrawiali, a demony były im posłuszne. Nie byli doświadczeni i doskonali. Przecież potem zaraz wyszło na jaw, że kłócą się o to kto jest największy wśród nich. Pycha. To również argument przeciwko darom duchowym. Lepiej, żebym nie miał daru uzdrawiania, bo jeszcze wpadnę w pychę. Bóg nie dawałby ludziom złych darów, które doprowadzałyby do pychy. On daje dobre dary. Wtedy kiedy służysz Bogu, objawia się co jest w Twoim sercu i zaczynasz widzieć grzechy... Jezus nie zabrał uczniom władzy i mocy jak zobaczył, że kłócą się o to kto najważniejszy. Nie zabrał się i nie zostawił ich, ale wysłał 72 do pracy dając im moc i władzę. 72, których mniej znał niż 12, którzy mniej Go znali. Nie bał się o poprawność i nie zabraniał im, żeby przypadkiem nie zrobili głupoty i nie zagrozili Jego misji. Duch Święty ich prowadził.
W Koryncie jak było każdy wie. Miasto pełne grzechu, rozwiązłości. I tam zbór, również grzech tam był, bo Paweł gani ich za to. Ale jednocześnie dzieją się tam znaki i cuda.
Nie musisz być doskonały, żeby służyć Bogu. On daje Ci moc i władzę dlatego, że ON umarł za Ciebie, a nie dlatego, że jesteś już doskonały i zasłużyłeś na to.
To mnie uskrzydla.....

środa, 12 października 2011

Czy warto?

Kalisia ma katar. W nocy bardzo źle śpi. Nie może za bardzo oddychać przez nos. Biedaczka :(




Jutro Jagoda ma koncert w szkole muzycznej. Będzie grała Arię z Dawnych Tańców i Melodii :) Chyba każdy kto grał na pianinie przechodził przez ten etap. Ja pamiętam utworki, które grałam no i teraz Jagoda gra to samo. Miło tak sobie powspominać stare czasy.

Nie wiem ostatnio co pisać. Dużo przeżywam doświadczeń, dużo nowych myśli o Panu Bogu. Ostatnio studiuję Biblię i zastanawiam się nad niektórymi sprawami. Mam różne wątpliwości, czasem olśnienia. Odbieram to pozytywnie, bardzo. Mamy zaprzyjaźnioną rodzinę chrześcijan, którzy przyjeżdżają do nas 2 razy w tygodniu. Poznajemy się, studiujemy razem Biblię, odkrywamy nowe rzeczy. Wspaniałe rzeczy. Bóg jest niesamowity!
Niektórzy burzą się na to co piszę na blogu. Mówią, że nie powinnam pisać tego, albo tamtego, że nie powinnam dawać linków takich, a takich.... Mam wrażenie, że piszę bloga ostatnio tak, by wszystko było poprawne.... (ostatnio dostałam nawet sms-a od anonima z pytaniem dlaczego wciskam takie bzdury o Panu Bogu.... pozdrowienia dla anonima :)) Otóż chcę powiedzieć, że linki, którymi się dzielę to miejsca, gdzie doświadczałam żywych słów dla mnie (oczywiście oprócz tych z ciastami ;)), to co piszę to moje doświadczenia z Bogiem, moja droga z NIM - autentyczna. Jaki jest Bóg? Chyba nie wiemy już o NIM wszystkiego... podobno całą wieczność będziemy poznawać Boga. Czy wszystko rozumiesz w Biblii?
Wątpliwości i inne spojrzenie na problem często jest źle widziane...
Co więc chcecie widzieć na blogu. To co mam w środku? To co przeżywam? Nigdy nie pisałam i nie piszę, by komuś dowalić, albo zrobić przykrość, nigdy to nie było moim celem. Hmmmm.... pewnie czasem mogę być źle zrozumiana... ktoś sobie może pomyśleć coś o mnie. Pewnie i osądzić i wysnuć wnioski....
uch.... .
.... a ja mam potrzebę dzielić się tym co przeżywam z Bogiem z innymi.... to co przeżywam na mojej drodze z Bogiem wylewa się ze mnie....
.... wiem, że wśród was są osoby, które to buduje, które mają często podobne przemyślenia...., których to pobudza do myślenia...
.... i może dlatego warto pisać o tym co w środku....
Co myślicie????????????????????



sobota, 8 października 2011

dzień dobry

Piękny dzień. Dlaczego? Bóg położył mi na sercu pewną osobę. Czułam, że muszę jej zaproponować modlitwę. Obawa, czy zechce? Może lepiej nie?
A jednak podeszłam, porozmawiałam. Osoba ta chciała bym się o nią pomodliła. Modliłam się. Mówiłam o tym jaki jest Bóg, jak bycie z nim nie jest ciężarem. Jest przyjemne. "Moje jarzmo jest lekkie" mówił Jezus... Gdy chodzenie z Bogiem wydaje Ci się ciężkie, czujesz, że to wyrzeczenie, co chwilę łapiesz się na tym, że najchętniej to byś był gdzie indziej, robił coś innego, no ale przecież jesteś chrześcijaninem i nie powinieneś... to znaczy, że masz w głowie kłamstwo na temat Boga. Bóg jest miłością i kiedy cię dotknie to jesteś w NIM zakochany i chcesz z NIM być już nie dlatego, że to takie ważne i tak mnie nauczyli, ale dlatego, że się zakochałeś....
Te słowa były ważne dla tej osoby. Mówiła, że to ciekawa myśl, że nigdy w ten sposób nie myślała.

Dzięki za ten czas. Pamiętaj, że się o Ciebie modlę. Modlę się o Boży dotyk w Twoim życiu, by wszystko, co Ci ktoś wmówił na temat Boga, a co jest nieprawdą, zniknęło, zostało wyparte przez Jego miłość. Dziękuję, że mogłam się o Ciebie modlić.....

środa, 5 października 2011

2 lub 3

Wczoraj wieczorem dzwonek u drzwi... Moi znajomi... w końcu się nie umówiliśmy dokładnie i myślałam, że ich dziś nie będzie. A tu proszę - są. Kalinka jeszcze nie śpi, w chacie bałagan.... Ale cóż "czujcie się jak u siebie w domu" i poszłam kąpać moją dziewczynkę.
Dziecię zasnęło, starsze dzieciorki wykąpały się same ;) i usiadłam z moimi gośćmi do stołu. Rozmawialiśmy, dzieliliśmy się tym co nas dotyka, co boli, co cieszy... W końcu zajrzeliśmy do Biblii, bo ostatnio coś ważnego dla mnie czytałam, coś odkryłam i chciałam się tym podzielić. Zaczęliśmy czytać całe fragmenty, po to by lepiej zrozumieć o co chodzi w konkretnym miejscu. I Pan Bóg zaczął pokazywać, prostować....
...Człowiekowi zwykle bardzo trudno jest zrozumieć Łaskę. Zwykle chcemy sobie zarabiać na coś, być godnymi, by coś przyjąć, odpłacić, zapłacić..... Trudno dostać coś po prostu. Mimo nawet to, że gdzieś rozum nasz wie, to serce jest daleko... A ewangelia jest prosta. Bóg oczyszcza Cię od tego co nabrudziłeś, od codziennego brudu, którego nie lubisz, który lepi się do Ciebie. On Cię czyści i daje świeże ubranko. Nie zasłużyłeś na to, bo niby jak? Nie dasz rady być doskonały, bo jesteś z natury grzeszny. No i tu jest cud łaski. Bóg oczyszcza Cię i dla Niego jesteś bez grzechu. Jak Jezus - no bo przecież On umarł zamiast Ciebie. Jeżeli więc przyjmujesz wiarą to oczyszczenie, to Twój upadek nie sprawia, że zrobiła się dziura między Tobą i Bogiem i On nie chce Cię znać. Po prostu wstajesz, Bóg otrzepuje Cię z kurzu i idziecie dalej za ręke. Grzech, który Ci się zdarza nie ma znaczenia, jeśli jesteś przy Bogu, jeśli poddajesz się MU i chcesz korzystać z Jego oczyszczenia, z Jego prowadzenia Cię za rękę. Mówisz "o jejku, przepraszam, faktycznie to nie tak, naucz mnie inaczej" To tak jak nauczyciel i uczeń. Jeśli uczeń jest chętny do nauki, to nie liczą się jego błędy - są one ku nauce, ku wnioskom, ale nie świadczą o tym, że teraz to właśnie jesteś przeciwko swojemu nauczycielowi. Świadczą tylko o tym, że uczysz się i popełniasz błędy. Ale jesteś cały czas wpatrzony w swojego mistrza.... To jest właśnie łaska i chodzenie z Bogiem....
........... a my często sobie wyobrażamy, że gdy tylko zgrzeszymy, to Bóg nas opuszcza, gniewa się, musimy sobie zapracować na powrót, wyrzucać sobie upadek....
W Biblii jest napisane, że "sprawiedliwy choćby siedem razy upadł, podniesie się, ale biada bezbożnemu" a więc sprawiedliwi grzeszą, ale jest różnica, między sprawiedliwym grzeszącym, a bezbożnym grzeszącym.... Sprawiedliwy jest sprawiedliwym, bo Bóg mu przypisał tą sprawiedliwość, ona jest z łaski. Tylko.
.... ojoj.... nie wiem, czy to co napisałam jest zrozumiałe...... chyba ciężko....
... jakiś odzew z Waszej strony?

Bóg jest fascynujący i niesamowity. I nie ma nic wspólnego z fanatykami religijnymi, którzy robią z Niego pośmiewisko....




.... a więc następnym razem, kiedy ktoś do Ciebie wpadnie, nie gadaj cały czas o pierdołach... są rzeczy piękniejsze.... a "gdzie dwóch lub trzech spotyka się w imieniu Moim...." to niezłe rzeczy się dzieją....

niedziela, 2 października 2011

.... no i poszli sobie goście :)))

Wszystko zaczęło się o 15.00. Przyszlo siedem dziewczynek Wszystkie uśmiechnięte - Jagody koleżanki. Powitania, szaleństwo, radość. Wszystko na opak, więc dziewczynki przyszły w każdej skarpetce innej, w bluzkach tył na przód, Jagoda z Szymonem nałożyli nawet spodnie rozporkami do tyłu. Fajnie to wyglądało :)
Najśmieszniejsza i najwięcej emocji wzbudzała zabawa w jedzenie czekolady w czapce, szaliku i rękawiczkach  - nożem i widelcem. Każde dziecko, które wyrzuciło kostką szóstkę ubierało się w te pędy, brało widelec i nóż i zabierało się za krojenie i jedzenie czekolady, po kawałeczku. A ile zjadło zależało od tego, czy ktoś w tym czasie nie wyrzucił szóstki. Czasem nie zdążyło się nawet zacząć jeść, bo ktoś już był do jedzenia następny. Emocje sięgały zenitu. Polecam!






Tort urodzinowy - jak przystało na temat urodzin - był słony, a głównym składnikiem był szpinak... Dzieciaki miały ciekawe miny.... obrzydzenie z ekscytacją.... hehe.. Smakoszem szpinaku okazał się Szymon :) Chyba trójka dzieci spróbowała, ale odłożyła.... ;) Ale śmiechu trochę było....




Potem zabawa "trzymaj-puść". Wszyscy stoją w kręgu i podają sobie z ręki do ręki drewnianą łyżkę. Kiedy prowadzący powie: puść, łyżkę należy trzymać, a gdy powie "trzymaj" - trzeba puścić. Wierzcie albo nie, ale wcale nie jest to takie proste trzymać gdy ktoś głośno krzyknie "puść"!
Kalambury i berki... ptasie mleczko... paluszki.. prezenty... Macarena.... Było fajnie. Na opak.. Wesoło.
Jagoda nazywała się Adogaj, a Szymon - Nomysz....:)




Przeżyłam. No to następna imprezka w marcu. .... już się boję, bo w klasie Szymona jest 18 chłopaków... ;)

sobota, 1 października 2011

do wymyślania czas zasiąść

Jutro imprezka urodzinowa Jagny. Uch... trzeba przygotować zabawy dla 15-stki  dzieciaków, jedzonko.... Mam też wrażenie, że będę musiała ugościć rodziców niektórych dziewczynek... Całe szczęście, że to impreza dla dziewczynek - mam nadzieję, że nie rozniosą mi chałupy ;)
Impreza zwie się "wszystko na opak". Muszę się zastanowić nad podaniem ciasta, nad jakimiś przekąskami - musi być pod zasadą "odwrotnie".... Trochę śmiesznych zabaw... Dobrze, że ma być ładna pogoda, to może coś wymyślę, żeby dzieci bawiły się na dworzu... Dwie i pół godziny - chyba jakoś przeżyję....
No nic, czas zacząć pisać plan działania na jutro....
Do roboty!!! - jak miała zwyczaj gonić Juliusza Cezara Kleopatra w "Asteriks i Obeliks - Misja Kleopatra" :)


czwartek, 29 września 2011

uparcie do przodu

Oto moc internetu. Piszesz blog. Piszesz to co chcesz, w taki sposób jaki chcesz... a ludzie uważają Cię za kogoś wspaniałego :)))) A tak na serio to dziękuję za wszystkie komentarze - bardzo miłe... Naprawdę tak to widzicie? Jestem trochę onieśmielona.... :)
Jagódka przeżyła wczoraj swoje 9-te urodzinki. Było miło. Prezenty od rana do wieczora.... Dziecko zjadło ciasto marchewkowe z czekoladą, które zażyczyło sobie zamiast torta... rogaliki drożdżowe, które babcia uczyniła... Na kolacje była pizza zrobiona przez "diderka" - Jadzia tak ostatnio mówi na tatusia :)) Była pyszna i  mimo tego, że jadłam kawałek bez żółtego sera (ze względu na Kalinkę) to w ogóle mi go nie brakowało! Jesteś super kucharzem Mężu, dzięki! :*





Dzisiaj dzień jak co dzień. Rano pokonywanie lenistwa i załamywania się u dzieci tym, że to co im pani zadała, by ćwiczyć na instrumencie jest za trudne.... Jagoda miała to przedwczoraj. Była święcie przekonana, że nie da rady, że to za trudne i że to koniec. Dzisiaj kryzys miał Szymon. Stwierdził, że wypisuje się z muzycznej, bo pani zadała za trudny utwór.... ;) Pierwszy raz takie coś powiedział.... No i zaczęło się przekonywanie do tego, że w życiu nie można rezygnować od razu jak coś wydaje się za trudne. Człowiek musi poćwiczyć i będzie umiał. Będzie miał coraz trudniejszy utwory, a nie coraz łatwiejsze, ale da radę. Tylko uparcie trzeba powtarzać mały kawałeczek, aż palce się przyzwyczają.... Efekt był. Po pół godzinie było jako tako - po południu znowu usiądziemy do instrumentu.... ach życie....



Teraz chwila wyciszenia. Kalinka śpi. Już długo. Mogłam przejrzeć pocztę, zobaczyć co na fb i przede wszystkim odsapnąć od szybkiego tempa dnia. Zaraz czeka mnie sprzątanie w kuchni, coś trzeba ugotować.... A w głowie różne plany na zajęcia z dzieciakami, prywatne, tak żeby jakaś kasa wpadła.... Nie mogę się za to zabrać. Może ktoś mnie zdopinguje?