sobota, 10 grudnia 2011

czekamy

Dobry czas dzisiaj mieliśmy w domu. Rozmawialiśmy z dziećmi o tym co dla nas ważne. O Bogu, o tym, że ważne, by uczyć się Jego głosu, by uczyć się go szukać, nie polegać na tym co ktoś powie, co powie pastor itd.... choć to są ludzie, którymi Pan Bóg też się posługuje. Ale tu chodzi o coś więcej. O to, by uczyć się słuchać Boga co ma dla mnie. Dla mnie, a nie dla kogoś innego. Pan Bóg każdego stworzył inaczej, z innym charakterem, z innymi cechami.... i dla każdego ma coś innego. Dla każdego ma drogę idealną właśnie dla niego. I tu ci nikt nie pomoże. Sam musisz słuchać Boga, rozumieć Jego wolę względem siebie samego.
I to czasem może wydawać się dziwne dla innych. Bo robisz coś, co jest niepopularne, coś co innym po prostu się nie mieści w głowie. A ty właśnie czujesz, że to jest to gdzie prowadzi Cię Bóg.  Wiesz to, obserwujesz to, wszystko ci mówi, że tak to właśnie Boży głos.
Abraham też miał taką sytuację. Bóg mu dał trudne, dziwne, niedorzeczne zadanie: złożyć swojego syna na ofiarę. To się raczej nie mieści w głowie. I na pewno nie mieściłoby się jego żonie, jego domownikom i innym ludziom. Mi w sumie też. Ale Abraham wiedział, że tego chce od niego BÓG. I że musi to zrobić. Nic tu nie da radzenie się innych. Wiedział, że właśnie TAK a nie inaczej ma zrobić. Myślę, że dzisiaj pewnie gdybyśmy się dowiedzieli od Abrahama to mówilibyśmy Mu, ze to na pewno nie Duch Święty mu to objawił, przecież w Biblii jest napisane "nie zabijaj", przecież na pewno Bóg nie prowadziłby tak, że dałby mu syna, bo go obiecał i nagle nie kazałby mu go złożyć w ofierze. Przecież Bóg jest miłością, przecież Bóg nie zmienia się nagle.... itp.,,, itd.... logiczne prawda?
Czy masz dzisiaj coś, co Bóg ma specjalnie dla Ciebie. Coś co wiesz, że ON chce, żebyś robił. Coś co wiesz, że to jest dla Ciebie właśnie? Jeśli nie szukasz tego na co dzień to dużo tracisz...
Opowiadaliśmy dziś dzieciom o tym jak Bóg nas prowadził do tej pory. Jak wyrwał nas z pustej religijności. Jak pokazał co to znaczy modlić się, jak czekać na Niego. Jak dawał nam ludzi, z którymi mogliśmy się modlić, jak rozpalał nasze serca w końcu, by służyć innym (przecież dlatego powstało nasze stowarzyszenie Soteria)... jak nadal pokazuje nam wiele rzeczy, pokazuje nam, że często nasze życie z NIM to wiele tradycji, przyzwyczajeń, a mało kochania Go, czczenia, życia na maxa, autentycznie.
W końcu rozmawialiśmy o tym, że czekamy na to gdzie Pan Bóg nas zaprowadzi, ale chcemy tak na serio żyć z NIM codziennie, nie od święta do święta, od nabożeństwa do nabożeństwa. Nie chcemy mówić, że "tak, tak, trzeba innym mówić o Jezusie" i czasem, raz na miesiąc powiedzieć kilka zdań pani w sklepie, a potem cieszyć się, że miało się takie extra doświadczenie. Chcemy, żeby Bóg był naszym życiem, codziennością, powszednim chlebem....
To był dobry czas. Chcemy takich więcej. Chcemy służyć Bogu nie ustami, ale życiem. Całym bez wyjątków. Czekamy na Ciebie Boże. Gdzie nas zaprowadzisz. Chcemy się uczyć od Ciebie samego, gdzie iść, komu mówić, co mówić, jak mówić, kiedy mówić o Tobie, o tym, że jesteś sensem życia. Mojego życia, nie kogoś tam, nie apostołów z Biblii, ale sensem mojego, własnego życia. I nie dlatego, że to właściwe i że tak trzeba, ale dlatego, że inaczej nie mogę, że TY naprawdę wprowadzasz ład, porządek, nadzieję, wolność, ufność, luz, szczęście, rozwój, sens..... ach... wszystko co najlepsze do mojego życia. Czekamy na Ciebie Panie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz