środa, 19 października 2011

kimanie....

Znów muszę zacząć walczyć ze spóźnianiem się. Zaczyna się rano, kiedy dzwoni budzik. Nie umiem wstać od razu, muszę włączyć drzemkę.... (kto to wymyślił?) No i tak włączam ją co chwilę.... w rezultacie wstaję 20 minut później. No i problem w tym, że dzieciakom nie wystarcza czasu, by przygotować się do szkoły. Jagoda zwykle za późno kończy myć zęby, ma niespakowane kanapki..... wszystko szybko, szybko.... powinnam więc wstać tak jak dzwoni budzik 7.40 i od razu obudzić dzieciaki...
Druga sprawa to wychodzenie z domu, by być o czasie po dzieci przed szkołą. Zwykle bywałam 10 minut później. Tu muszę się pochwalić, że od trzech dni udaje mi się być na czas. Dzieci wychodzą ze szkoły, a ja grzecznie czekam w samochodzie :) Ostatnio niestety spóźniłam się jak Jagoda miała się zwolnić z lekcji angielskiego, by pojechać wyjątkowo wcześniej na fortepian. Mamy nie było, więc nauczycielka kazała jej iść do klasy. Jagoda ze łzami w oczach siedziała, a jak po nią przyszłam to się popłakała. Mówiła, że się bardzo martwiła, że mnie nie ma. Ale mi było głupio :( Wtedy to sobie właśnie obiecałam, że to zmienię.
... no ale jutro przynajmniej jeden dzień, gdzie nie musi mnie budzić budzik. Dzieciaki mają na 11 dopiero. Więc można spokojnie pospać - mam nadzieję, że Kaliś pośpi ładnie - chciałabym do 7.45 :)
Zobaczymy jak uda mi się w piątek wstać.....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz