środa, 7 września 2011

wartościowe danie

Dzisiaj zaczęłam dzień z Bogiem.... no tak, ale w trakcie GO zostawiłam. Dzieciaki się kłóciły, biły, ja się w to wszystko wkręciłam.... uch... nieładnie.... nawet próbowałam podłączyć się pod moc, ale zbyt szybko zrezygnowałam... beznadzieja...
... czytałam potem rozdziały z "Wychowanie w mocy Ducha" Sally Hohnberger i to tak jakby Bóg odpowiadał na moje pytania....
... jeśli chcę zdobyć serce dziecka, muszę być połączona z Bogiem. Jeśli chcę, by dzieci były posłuszne, to muszę być posłuszna.... dzieci biorą ze mnie przykład....
.... jestem zmęczona i nie mam siły już pisać... ale obiecałam sobie i dzieciakom, że jutro rano mam rozmowę z Bogiem i potem przez cały dzień będę oddawać mu wszystko co złe, będę pytać o JEGO zdanie, czekać na JEGO prowadzenie. . .
Jeśli nie tak wychowywać dzieci, to jak? Jeśli nie po to, by czerpały z JEGO mocy na co dzień, to po co inaczej? Czy wychowanie ma nie mieć nic wspólnego z chrześcijaństwem? Właśnie sobie zdałam z tego sprawę, że tak robię... chrześcijaństwo praktyczne sobie, a wychowanie sobie....
Boże chcę to połączyć. Chcę nauczyć dzieci oddawać złość, nienawiść, wszelkie złe emocje i uczucia TOBIE. Chcę zacząć od siebie, już od jutra rano. Jestem słaba, pomóż mi!

Tak sobie jeszcze myślę, że często w domu zastanawiamy się nad tym co robić, robimy plany, harmonogramy, itd... ale rzadko stajemy przed Bogiem jako rodzice i pytamy co robić, czekamy na odpowiedź i robimy to co Bóg da....

Mamy być wszczepieni w NIEGO i czerpać soki życia, jak winogrona z korzenia....

Chcę tego wszystkiego spróbować. Boże jedzenie jest najlepsze....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz