wtorek, 6 września 2011

ciasteczka i chwytanie

Wstałam dziś o 6.10..... no i już koniec spanka... Kalinka się obudziła... W sumie dobrze, że wstałam, bo mój mąż był nieprzytomny, po pracy do późna wczoraj....  Dzieciaki i mężuś zjedli śniadanko i ruszyli do pracy i szkoły.... Dziś Szym ma basen. Miłe jest to, że razem kończą o tej samej porze, więc je przywiozę i z głowy. No a potem na rytmikę do muzycznej....
Dzisiaj też ustalę wiolonczelę Szymona. Mam nadzieję, że jakoś sensownie się uda... oby!
Kalinka zaczyna już łapać świadomie grzechotki :) Fajnie jest patrzeć jak chwyta już konkretne przedmioty i nie robi tego przypadkowo...





.... zrobiłam rano chlebek, pozmywałam, zrobiłam kalafiorową zupkę, wyniosłam wszystkie możliwe śmieci i zlikwidowałam donice z ziemią i jakimiś strzępkami rukoli, która niestety po wysianiu i wykiełkowaniu zaczęła marnieć.... chyba nie jestem ogrodniczką... :( tylko moje wrzosy mnie nie zawodzą. Kwitną każdego lata i są coraz piękniejsze i bujniejsze....



Szymon w niedzielę zrobił ciasteczka szwedzkie kokosowe... bardzo dobre. Był z siebie dumny, a my z niego ;) No i wszyscy się zajadaliśmy.... Jak dla mnie to w następną niedzielę proszę o nową serię :)



A tak poza tym? Wczoraj nie mieliśmy grupki modlitewnej :( smutno mi.... w ogóle w tym tygodniu nie będzie... Tak właściwie to sama jakoś w tej gonitwie ku dostosowaniu się do planu lekcji i planu lekcji do życia - zapomniałam o tym, by spędzać czas z Bogiem. Smutne. Człowiek tak łatwo daje się wciągnąć w rzeczy mniej ważne.... i tak łatwo wierzy w kłamstwo, że jakoś da radę bez zabiegania o czas z NIM! Jakoś się ułoży. Głupota! A życie robi się coraz marniejsze... i bez znaczenia....
A Bóg cieszy się nami jak ojciec swoim maluszkiem.... gdy tylko do NIEGO przyjdziemy, gdy tylko coś zrozumiemy, gdy po prostu jesteśmy z NIM.... to jest miłość....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz