sobota, 21 czerwca 2014

Byłam doradcą na Festiwalu Nadziei

Byłam doradcą na Festiwalu Nadziei. Kto to doradca? Ktoś kto podchodził do ludzi, którzy wychodzili na przód na apel ewangelisty, by oddać swoje życie Jezusowi i z nimi rozmawia o tym dlaczego odpowiedzieli na apel, co nimi kierowało, czy na co dzień mają jakąś wspólnotę, ludzi, z którymi się modlą, jeśli nie to czy pragną spotykać się z ludźmi, którzy będą ich wspierać na co dzień. Po rozmowie doradca modlił się o problemy, o których rozmówca mówił, modlił się o jego życie, prowadził go w oddaniu się Jezusowi. Na koniec każda osoba dostała ewangelię Jana z fajnym studium dotyczącym łaski Bożej, i planu zbawienia.
Ludzie wychodzili do przodu z różnych pobudek: dlatego, że pierwszy raz oddawali swoje życie Jezusowi, dlatego, że chcieli zamanifestować swoją wiarę, bo chcieli ponownie oddać swoje życie Jezusowi, rownież dlatego, że mieli jakieś problemy i potrzebowali modlitwy i wsparcia, chcieli wyznać Bogu swoje grzechy. Wszystko to zapisywało się na ankiecie za pozwoleniem rozmówcy (łącznie z adresem i telefonem rozmówcy, to do jakiej wspólnoty na co dzień należy, czy często chodzi do kościoła, kto go zaprosił na Festiwal Nadziei). Dane te służyły po to by można było skontaktować się z tą osobą po festiwalu, zadbać o nią i pomóc w duchowym wzroście. Kto ma troszczyć się o osoby, które wyszły do przodu? Ludzie z wspólnot, przez które ta osoba została zaproszona (którą sama wskazała). Jeśli ktoś nie chodził do żadnego kościoła i nie wskazał żadnej wspólnoty, a wyraził chęć na spotykanie się z ludźmi by się modlić i studiować Biblię, kontaktować się będzie z nim wspólnota (jedna z tych, które zaangażowały się w Festiwal Nadziei), która jest lokalnie najbliżej miejsca zamieszkania tej osoby. Uważam, że zorganizowane świetnie.
Na Festiwalu nie wolno było "przeciągać liny" z innymi kościołami i przeciągać nowych wiernych na swoją stronę. Nie można było rozdawać ulotek ze swojego kościoła, jednym słowem nie mogło tam mieć miejsca bitwa o przyszłych członków swojego kościoła.....
Fajnie było to wszystko zorganizowane. Kiedy był apel. doradcy byli już w gotowości. Gdy człowiek wychodził do przodu, w odpowiedzi na apel, koordynator już dawał znak doradcy, by szedł za konkretną osobą. Kobiety podchodziły do kobiet, mężczyźni do mężczyzn, doradców dobierano również wg wieku. Gdy ewangelista mówił i modlił się ze sceny za tych co wyszli do przodu na apek, doradcy stali już przy nich, by na znak ze sceny zacząć rozmowy i modlitwy.
Pierwszego dnia rozmawiała z młodym małżeństwem, którzy mieli problemy małżeńskie i prosili o wsparcie w modlitwie. Mieli już swoją wspólnotę i rozumieli ofiarę Jezusa. Rozmawiałam z nimi, dodawałam im otuchy i na koniec modliłam się o ich życie i by Jezus ich prowadził. Potem rozmawiałam z dziewczyną, która miała wyrzuty sumienia za popełnione grzechy i mówiła, że Bóg i tak jej nie zechce, bo ona jest winna. Miałam możliwość przedstawienia jej tego, że Bóg nie chce byśmy się najpierw naprawili, a potem do niego przyszli, ale, że On chce nas takimi jakimi jesteśmy i chce z nami relacji i nas bardzo kocha. Modliłam się o jej życie i o jej brata, który idzie złą drogą, by się nawrócił.

Ludzie, którzy wyszli na apel pierwszego dnia Fiestiwalu Nadziei, ok 1500 ludzi (jestem też w tym tłumie :)) zdj. z internetu
Drugiego dnia rozmawiałam z kobietą, która miała problemy małżeńskie, ale tak w zasadzie widziała, że Bóg ją prowadzi i w sumie to dzieliła się ze mną doświadczeniem, jakie Bóg zesłał na jej rodzinę po to, by mogli przestać być tylko religijnymi ludźmi, a by poznali Boga autentycznie, by miał On wpływ na ich życie i by między Bogiem a nimi wytworzyła się osobista relacja. Zrozumiała też, kim jest w Jezusie, że jest już zwycięzcą, że może odważnie szatanowi powiedzieć i tupnąć nogą, że on już nie rządzi, że ona jest mocna w Bogu i już zwyciężyła w NIM. Rozmowa z nią to była czysta przyjemność. Modliłyśmy się potem razem dziękując Bogu, że jest żywy, że chce z nami relacji, że jest niesamowity, razem uwielbiałyśmy Boga i modliłyśmy się o siebie nawzajem. Na koniece wymieniłyśmy się telefonami.
Było to dla mnie niesamowite doświadczenie. Mogłam rozmawiać z obcymi mi ludźmi o Bogu, mogłam modlić się o nich, błogosławić, polecać Bogu. Pierwszego dnia się trochę stresowała, drugiego dnia już nie. Żałuję, że nie było więcej dni.....
Co miał do przekazania ewangelista Franklin Graham? Bardzo proste poselstwo. Ewangelię. To, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, że sami nie damy rady zachowywać przykazań, że tylko przez Jezusa Chrystusa możemy być wolni od winy i przekleństwa i że On przez swoją śmierć i przez Ducha Świętego w nas wypełnił wszystko i jesteśmy wolni. Zapraszał ludzi do wyznania swoich grzechów i poddania się Bogu. Prosta ewangelia. Facet miał dziwne jak dla mnie zrozumienie piekła i trochę straszył nim ludzi podczas drugiego dnia, z czym zupełnie się nie zgadzałam... myślę, że Jego poglądy różniły się od moich, Jego zrozumienie od mojego. Łączyło nas tylko to, że chcieliśmy mówić innym o Jezusie i Jego przebaczeniu i śmierci i nowym życiu w Jezusie. I tak w zasadzie wszystkich ludzi, doradców, śpiewających to łączyło. Co było najważniejsze? To, że ludzie słuchali o Jezusie i Jego łasce.
Niektórzy ludzi mówili, że Festiwal Nadzieli to diabelstwo i nie dołączyli się do tego dzieła. Szkoda. Cieszę się, że miałam możliwość służenia innym ludziom, że mogłam modlić się o nich wtedy, gdy Duch Święty poruszał ich serca. Być może pierwszy raz ktoś modlił się o tych ludzi, być może pierwszy raz pomyśleli o Jezusie. Ziarno zostało zasiane, a Duch Święty będzie dalej prowadził tych ludzi. Piękne było to, że nikt nie kłócił się o teologię, o to czyj kościół jest najprawdziwszy, ale mówił o Jezusie, o tym kto może rozwiązać wszytkie Twoje teologiczne wątpliwości, O tym, że jeśli poddasz MU swoje życie to On zaprowadzi CIę tam gdzie trzeba.

Poniżej filmik, który promował Festiwal Nadziei.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz