wtorek, 11 września 2012

czekanie na obietnice

Kiedy mam jakiś problem, to strasznie mi trudno jest czekać na jego rozwiązanie. Szczególnie gdy nic nie mogę zrobić. Dziś właśnie miałam taki dzień....
Wczoraj prosiłam Boga o rozwiązanie. Mimo tego iż nie widziałam żadnego światełka w tunelu, a wszystko mówiło mi, że "nie da rady", to postanowiłam ufać Bogu i wielbić Go za to jaki jest no i poddać MU całkowicie problem. No i po kilkunastu minutach okazało się, że jest! Nagle okazało się, że rozwiązanie zaraz będzie, już prawie. Ale radość. Dziękowałam Bogu, skakałam ze szczęścia.
Jednak minął dzień i to co miało być "już prawie" zniknęło. Nie widać. Nie ma. A przecież Bóg obiecał i pokazał tak namacalnie to rozwiązanie. Byłam załamana. Głupio mi było, że wcześniej tak Mu dziękowałam, a teraz nie ma tego... W sumie czułam się oszukana. Co chwilę przychodziło mi na myśl, żeby wkurzać się na Boga, słowa cisnęły mi się na usta. Przecież już wszystko jest spóźnione. Dlaczego ON się spóźnia? Zawsze jednak przychodziło zastanowienie: Ej, przecież wiesz jaki jest Bóg. Doświadczałaś Go już wiele razy. Pamiętasz jak było wcześniej. On dba o Ciebie, o Twoją rodzinę. On ma swój czas i nigdy się nie spóźnia. Wie kiedy, bo patrzy z góry i ON widzi. Nawet nie macie pojęcia jak trudno mi było w to wierzyć. Prosiłam Boga o to, by mnie wzmacniał. Coś mi mówiło, że właśnie teraz kiedy jest mi tak beznadziejnie powinnam wierzyć. Wiara to widzenie gdy nic nie widać, chodzenie po wodzie itd.... Przyszedł mi na myśl Dawid, który uciekał przed Saulem, bo ten miał go zabić. Był ciągle w niebezpieczeństwie, nie miał gdzie uciekać, mieszkał w jaskiniach, a mimo to w najgorszych chwilach dziękował Bogu za Jego prowadzenie, Jego łaskę. "Choćbym nawet szedł ciemną doliną zła się nie ulęknę, boś Ty ze mną".... Wiecie, fajnie się to mówi kiedy jest tak trochę trudno, ale gorzej jak trudność jest na maksa, tak, że ty sam nie wiesz co i nie możesz nic zrobić.
Do popołudnia walczyłam ze sobą i z Bogiem. Odwiozłam dzieci do muzycznej i postanowiłam przestać się zamartwiać. Z okazji tego, że mam Wielkiego Boga, który o mnie dba (choć teraz tak trudno było mi w to wierzyć) postanowiłam zrobić szarlotkę. Tak, będę świętować! Włączyłam głośno płytę, której dawno nie słuchałam (Grupa Uwielbienia Spichlerz) i wielbiłam Boga, śpiewałam, że jest dobry, wierny, wspaniały, że Go chcę, chcę widzieć Jego twarz i wielbić Go. Gdzieś we mnie utwierdziła się ufność, że ja nic nie zrobię i tylko Bóg, skoro jest na górze to widzi i wie co robić.
Późnym wieczorem okazało się, że Bóg rozwiązał problem. Poza moimi plecami. Niesamowicie i dokładnie tak, żeby było dobrze. Ryczeć mi się chciało ze szczęścia.
........
Abraham dostał obietnicę syna. Czekał na jej wypełnienie kilkadziesiąt lat. Próbował sam coś wykombinować i miał dziecko z niewolnicą swoją. I pewnie się oszukiwał, że w ten sposób Bóg wypełnił obietnicę....  pewnie w sercu miał żal..... tak sobie to wyobrażam.... Jednak obietnica wypełniła się, kiedy już zupełnie stracił nadzieję, kiedy już sam nic nie mógł zrobić. Wypełniła się pięknie i w całej okazałości i obfitości. Tak jak Bóg obiecał. On widział z góry i widział, że to możliwe, choć dla człowieka było zupełnie niemożliwe - syn urodził się gdy Sara miała 100 lat....

Abraham czekał kilkadziesiąt lat. Ja czekałam dwa dni - niecałe.....
Chwała Bogu za to, że jest wierny, dobry, niesamowity, dba o nas, współdziała we wszystkim ku dobrego z tymi, którzy Go kochają, ma dobre myśli o nas, myśli o pokoju... jest wszechmocny i wszechwiedzący..... i nie kocha nas dlatego, że jesteśmy tacy dobrzy i robimy takie dobre uczynki, mamy taką wielką wiarę, tylko dlatego, że nas stworzył, że jesteśmy Jego dziećmi, a Jezus za nas umarł i teraz możemy być dzięki Jego krwi czyści. Nic w tym naszego.... i dobrze, bo możemy być dzięki temu wolni od wszelkich starań aby się Jemu jakoś spodobać..... Bóg jest dobry!!!!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz