środa, 12 stycznia 2011

Upadek.........

Przedwczoraj szłam sobie ze schodów - grzecznie, wolno, w kapciuszkach - niosąc laptopa. No i wyrąbałam się na tych schodach na plecy. Gruchnęłam waląc się w plecy i w tyłek. Ręka i łokieć też dostała za swoje... Najgorsze było to, że nie mogłam złapać oddechu... tylko taki płytki... nijaki... to było straszne. Oprócz tego ciąża! Przeraziłam się bardzo, bo mam schizę po ostatnim poronieniu i pękaniu błony płodowej :/

Zaraz po wypadku położyłam się do łóżka. Wody do tej pory nie odpłynęły, więc chyba wszystko jesto ok. Wczoraj poszłam pogadać z moim ginekologiem, więc powiedział, że gdyby się coś stało to do tej pory dałoby o sobie znać. Zresztą dzisiaj wybieram się do niego na wizytę, bo akurat tak się złożyło, że było wolne miejsce, w dodatku na idealną dla mnie godzinę i co najpiękniejsze - na kasę chorych. Zresztą zapisałam się już do końca ciąży na wizyty co miesiąc na kasę chorych. To miłe, bo taka każda wizyta to 100 złotych - miło ich nie wydawać...
Jestem cała poobijana, na plecach siniak, na tyłku siniak, na ręce siniak, na łokciu siniak.... Co chwilę mnie przy ruchu jakaś część ciała boli....
...ale dzidziuś coraz mocniej się rusza, tak, że go bardzo dobrze czuję :) Nawet mój mężuś już go wyczuł! Tylko jak Jagoda przychodzi, to dzidziuś się chowa i nic - skała - nie rusza się ;)
Po dzisiejszej wizycie dam wam znać co i jak - ale jestem dobrej myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz