czwartek, 5 maja 2011

Remont w domu i sercach

Od niedzieli do wtorku mieliśmy w domu remont. Przeprowadzka nasza do pokoju Szymona, Szymona i Jagody do pokoju naszego. Na razie został pokój dla maleństwa jeszcze nie pomalowany - ale z tym szykujemy się na niedzielę...
Rano wszyscy zabraliśmy się do pracy. W zasadzie ok. 13.00 pokój był wymalowany. Dwa ciepłe kolory - jasny beż i cappucino :) Pięknie to razem wygląda. Kocham ciepłe kolory - słońce je pięknie ożywia... Cóż pozostało - zdjęliśmy folie z podłogi i Piotrek zaczął przenosić meble z naszego pokoju do nowego naszego pokoju :) Wyobraźcie sobie, że wieczorem spaliśmy już w nowym pokoju. Co prawda książki byle jak ułożone, ale już na nowym miejscu. Cudnie było się położyć w świeżo wymalowanym pokoiku - nie martwcie się, śpimy przy otwartym oknie, a farby raczej z tych nieśmierdzących były :)
Następnego dnia zajęliśmy się pokojem dla dzieci. Malowanie - historia z tragicznym wałkiem do malowania, który po nabraniu farby stawał się 3 razy cięższy, zostawiał smugi po poprzedniej farbie, której się nie dało wypłukać... Ale jakoś udało się wszystko wymalować. Nawet wszyscy włożyliśmy łapki w farbę i zrobiliśmy ślady rąk na zejściu się dwóch kolorów na ścianie. To było fajne :) Dzieciaki szczęśliwe.
Pokój większy, więc więcej czasu.... Nie było już siły przenosić mebli z dziecięcego pokoju. Tym zajęliśmy się następnego dnia - zresztą ja przez cały dzień segregowałam kartony z nutami i innymi rzeczami (przenosiłam je przy każdej przeprowadzce, a zawartość raczej nie zmieniała się od 12 lat naszego pożycia małżeńskiego). Jak już to wszystko zrobiłam to byłam przeszczęśliwa! Wyrzuciłam tony makulatury i innych śmieci... Wszystko teraz posegregowane w pudełeczkach. O wiele mniej - jestem happy :D
No i wtorek. Ogólne zmęczenie i tony zabawek i duperelków do przerzucenia u dzieciaków. Jak to zrobić, żeby coś wywalić, jak to segregować... Nie szło nam za bardzo. Piotrek poprzenosił meble, skręcał szafę, biurko. Namęczył się, bo okazało się, że szafa trochę rozjechana (używana) trudno było znaleźć kąt prosty, w drzwiach szpara itd.... Ale jak już mu się udało to jest nieźle - może nie cudnie, ale dobrze. :) A my segregowaliśmy rzeczy: które do wyrzucenia, co zostawić itd.... Dobrze, że mój mężuś włączył się w te pracę, bo ruszył nas. Ożywiło się. Porozmawiał z Jadzią, która się stresowała, że nie zdąży, że nie wie co gdzie, że nie wie czy wywalić czy nie itd.... Rozmowa była owocna tak, że Jadzia uśmiechnięta zaczęła wywalać niepotrzebne rzeczy, robiła wszystko żwawo i z uśmiechem na gębuni. Wszystko skończyliśm około 19.00. Warto było, bo naprawdę fajnie to wszystko wygląda.
Po kolacji wszyscy się porządnie wykąpaliśmy i spotkaliśmy w łóżku dziękując Bogu i sobie nawzajem za 3 pracowite i wspaniałe dni. Bo wiecie, one naprawdę były cudne. Wszyscy pracowaliśmy bez wymówki, każdy sobie pomagał, nikt się nie wymigiwał. Dzieciaki zmywały po obiedzie, gotowaliśmy obiadki. Wszystko razem. Atmosfera błogosławiona. Gdy komuś było źle, zaraz zostawał pocieszany. I po rozmowie było już dobrze i bezpiecznie :)
Najbardziej poruszył mnie mój mąż. Jest człowiekiem, który dość szybko się denerwuje na dzieciaki, ogólnie ma mało cierpliwości. Dzieciaki chciały pomagać - wiecie, jak się uczą, to im nie wychodzi i w ogóle. Czasem wiecie jak może być nie fajnie jak każdy chodzi podminowany i trzeba żyć ze sobą bite 3 dni w sytuacjach, które mogą kosztować sporo stresu... Mój mąż tym razem był ciepły, łagodny, cierpliwy, uśmiechnięty... Jak mu to powiedziałam, to odpowiedział, że uczył się przez ten cały czas poddawać myśli Bogu, uczył się odpowiadać uprzejmie. Mówił, że to wcale nie było łatwe... ale skuteczne! Stwierdził, że tak było lepiej dla wszystkich i wszystkim było dobrze. To było dla mnie niesamowite! Czuliśmy się wszyscy bardzo szczęśliwi. Cieszyliśmy się swoją obecnością. Naprawdę czuć było Bożą atmosferę przez te 3 dni - i wiecie, ona nadal trwa......
Bóg remontuje nasze serca. Chcę żeby tak było cały czas... I powiem Wam, że nie oddałabym mojego męża nikomu. Bóg mnie nim ubłogosławił - mimo wszystkich wad i niepowodzeń ... któż ich nie ma?
Mężu jestem z Tobą szczęśliwa! Niech Bóg robi remont w naszych sercach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz