sobota, 4 lutego 2012

przyjaciele i zupa francuska


Dzień zaczął się o 6.05..... ale nie dla mnie :)))) Tym razem Tatuś przyszedł do córeńki, ubrał ją i zabrał na dół. Mieli fajny wspólny czas zabawy. Najlepsza była podobno zabawa dużą plastikową miską. Stukali w nią, patrzyli przez nią, przewracali i tak dalej. Kalisia była zadowolona i zafascynowana :) Ja wstałam o 7.45 i było mi baaaardzo dobrze :*















Po śniadanku Kalinka się wyciapała, kilkakrotnie zrobiła "pana kuleczkę" i trzeba było ją przebrać... I oto druga bluzeczka z serii tych odszukanych na 80 cm :) Człowiek przyzwyczaił się, że rękawki kończą się dużo nad nadgarstkami i jakoś tak mu było z tym dobrze... a tu okazuje się, że właściwa długość to ciut za nadgarstkiem ;) Znaczy to, że najwyższy czas odstawić bluzeczki na 74, a przywdziać na 80 :) Znalazłam też fajne jasno różowe sztruksy (kiedyś wydawały mi się wielkie, a teraz dobre). No i tak o to komplecik się prezentuje :)










  




Dzisiaj rano mieliśmy jechać do znajomych, by mieć spotkanie i obiad, wspólny czas - znaczy kościół domowy po prostu... ale niestety nie odpalił nam samochód - mimo tego, że całą noc akumulator grzał się w domku, to nie miał siły pociągnąć przymarzniętego w przewodach paliwa...... Na szczęście nasi przyjaciele zapakowali się i przyjechali do nas. Miło :) Dobry czas rozmów o kościele z czasów Dziejów Apostolskich, wspólna modlitwa, no i obiadek (kurczak w sosie musztardowo-miętowym, zupa francuska - cebulowa robiona przez moje dzieciaki i sałatka śledziowa.... i choć to wszystko do siebie za bardzo nie pasowało to było przepyszne :)))))
Za tydzień kolega, który był u nas pierwszy raz zapowiedział, że przygotuje zupę wietnamską..... hmmmmmm.... ciekawa jestem... 
Potem czas u teściowej na urodzinkach....
... i tak skończył się dzień.... Kalisia zasnęła w samochodzie.... my prawie też..... dobranoc....




2 komentarze: